image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pociągnął ją za ramię na skraj łóżka.
— Przestań, proszę cię! — jęknęła Lucjana wijąc się z bólu.
— Będziesz mnie na klęczkach błagała, to się dopiero zaczęło. Dostaniesz nauczkę i nieprędko
ją zapomnisz. Ta ucieczka nie ujdzie ci na sucho. Nie będę tolerował takich wybryków.
— Nie mów tak, Grady! — zawołała. — Nie zrobisz mi nic złego!
— Milcz! Będę mówił i robił, co mi się spodoba! Nikt bezkarnie nie będzie kpił sobie ze mnie!
Nim skończył, do pokoju wszedł Will Harrison, opanowany i z niezmąconym spokojem
wysłuchał ostatnich słów Grady’ego. Grady odwrócił się w jego stronę.
— Dzień dobry, Grady — przyjaźnie go powitał. — Jak się pan ma?
Grady skinął głową, ale nie odpowiedział.
— Widziałem, jak pan przed chwilą przyjechał, ale nie byłem pewny, czy chce się pan ze mną
zobaczyć. Po namyśle postanowiłem wejść i zapytać, czy nie mógłbym się na coś przydać.
Grady wskazał głową na Lucjanę.
— Od kiedy ona jest tutaj? — spytał.
— Przyszła w nocy. Około godziny dwunastej, może trochę później, jeśli dobrze pamiętam.
Rzecz jasna, nie miałem z tym nic wspólnego, Grady. Zna mnie pan dobrze i wie, że nie
mieszałbym się do niczego, co by mogło panu nie odpowiadać. Przyszła w nocy i zabraliśmy ją do
domu. Uważałem, że inaczej nie można postąpić.
— A po co ona tu przyszła? — podejrzliwie spytał Grady.
— Pojęcia nie mam! Nie chciała powiedzieć.
Grady podniósł z krzesła podartą suknię, obejrzał ją i rzucił na podłogę.
— Dlaczego jej suknia jest w strzępach?
— Suknia była już podarta, gdy pańska żona tu przyszła. Może podarła się na drutach
kolczastych, a może na dzikich różach. Na skraju pola jest kępa dzikich róż.
— W tych stronach kobiety bywają gwałcone.
— Faktycznie, zdarzają się takie rzeczy — szybko przyznał Will. — Więc kobiety nie powinny
same biegać po nocy, bo nigdy nie wiadomo, kiedy jakiś czarnuch może…
— Gwałcą kobiety nie tylko Murzyni — odparł Grady patrząc na Brada.
— Bardzo słuszna uwaga — przytwierdził Will.
— Kto jeszcze tu jest, prócz niego i czarnuchów? — spytał Grady wskazując głową na Brada.
— Nie ma nikogo więcej, Grady — szybko zapewnił go Will. — Z wszelką pewnością.
Grady ponurym wzrokiem mierzył Brada.
— Czemu się nie odezwiesz, tylko stoisz z zamkniętą gębą, jak kompletny idiota? — zwrócił się
do niego. — Niewielka by to była dla mnie różnica, czy ty byś ją tu ściągnął, czy jakiś czarnuch, bo
gdybym miał pewność…
Nie dokończył. Nagle odwrócił się na pięcie i spojrzał ze złością na Lucjanę.
— Dlaczego milczysz jak zaklęta? Co starasz się ukryć? Powiedz prawdę, dobrze ci radzę!
— Niczego nie ukrywam, Grady! — zapewniła go szlochając. — Niczego, przysięgam!
— Wymknęłaś się z domu, by z kimś się spotkać?
— Nie.
— Byłaś sama?
— Tak, Grady!
— Nie wiem, czy mogę ci uwierzyć. — Proszę cię, wierz mi, Grady!
— Jeśli mnie okłamujesz, dojdę prawdy, możesz być tego pewna! Znacznie lepiej na tym
wyjdziesz, jak powiesz mi prawdę, póki nie będzie za późno!
— Powiedziałam ci prawdę! Szczerą prawdę, Grady!
Patrzył na nią przez chwilę, po czym nagle odwrócił się do Brada.
— A ty co tutaj robisz? Dlaczego nie pracujesz na polu? Tam jest twoje miejsce.
Brad spojrzał na ojca, bez słowa prosząc, by pozwolił mu się odezwać. Will potrząsnął głową i
stanął między Bradem a Gradym.
— Grady — powiedział — dopilnuję, by Brad odrobił stracony czas. Byłbym niepocieszony,
gdybyś pomyślał, że któryś z nas uchyla się od pracy.
— No to dlaczego on nie pracuje teraz na polu?
— Całe rano naprawialiśmy traktor. Wczoraj późnym wieczorem zepsuł się na polu. Pete wraz z
wujem Jeffem Davisem przyholowali ten traktor tutaj, żeby Brad go naprawił.
— A skąd mam wiedzieć, co on robił w nocy? O to pytam.
— Niech się pan nim nie przejmuje — odparł Will. — Biorę za niego odpowiedzialność. A poza
tym to porządny chłopak.
— Znacznie bardziej by mi odpowiadało, gdybyś go wyrzucił z domu. Poślij go do roboty gdzie
indziej. Nie chcę, żeby mi tu się szwendał. On mi się coraz bardziej nie podoba.
— Ależ, Grady, to mój syn i ja…
— Chcesz kłócić się ze mną?
— Nie, Grady — pokornie odparł Will. — Skądże by znowu! Sam pan wie, że zawsze starałem
się pilnie spełniać pańskie polecenia.
— No to wypędź go z domu.
Podszedł do łóżka, chwycił Lucjanę za ramię i brutalnie ją szarpnął tak, że usiadła na brzegu
łóżka.
— Wstawaj i jazda do domu!
— Proszę cię, Grady, nie zmuszaj mnie do tego! — błagała szlochając. Oczy miała pełne łez. — [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl