Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Zostaw to - powiedział. - Wiem, co dla ciebie zamówimy. - Co takiego? - Mininaleśniki z czarnymi jagodami polane syropem wiśniowym i kiełbaski. Shelley spojrzała na niego ze zdumieniem. - Pamiętam, że zabierałaś to do domu, kiedy Rita w sobotę rano szykowała dla nas wszystkich wielkie śniadanie - odparł zmieszany. Rita była jego siostrą, najstarszą córką Allmanów. 30 S R - Czasem wydawało mi się, że chce nakarmić wszystkich sąsiadów - szepnęła Shelley. Rafe pokiwał głową. - Ale zawsze lubiłaś te malutkie okrągłe naleśniki z gęstym wiśniowym syropem. To zabawne, że Rafe pamiętał takie rzeczy. - Wtedy jeszcze nie musiałam dbać o linię - odparła z nostalgicznym uśmiechem. - Sam zadbam o twoją linię. Na razie nie widzę problemu. Kiedy coś będzie nie tak, zaraz ci powiem. - Rozczarowujesz mnie - westchnęła. - To kiepski żart. - A kto żartuje? - spytał cicho, przeszywając ją wzrokiem. Do stolika zbliżyła się kelnerka i nalała im do kubków parującą kawę. Potem Rafe złożył zamówienie. Shelley była tak pochłonięta rozmyślaniem nad tym, co powiedział, że nie zdążyła zaprotestować przeciwko naleśnikom. Potem było już za pózno i wolała nie zmieniać zamówienia. Obserwowała go nieufnie, szukając mniej osobistego tematu do rozmowy. - Jesteś gotów do pracy? - spytała. Odchrząknął i wypił łyk gorącej kawy. Potem skrzywił się, gdyż sparzył sobie język. - Warsztaty będą trwać do południa - powiedziała szybko, żeby zagłuszyć krępującą ciszę. - Zjemy lunch w Tapa Grill", a potem nasz zespół spotka się w moim pokoju i zadecydujemy, co robić dalej. Mam bardzo ciekawe pomysły. - Naprawdę? - Tak. 31 S R - Ja też mam parę pomysłów - odparł, wzruszając ramionami. - I to niezłych. Stoczymy bitwę. Zobaczymy, czyje są lepsze. Shelley się skrzywiła. Rafe mówił tak, jakby przyjechali na rajd gigantycznych ciężarówek. - Moje też są całkiem dobre. Rafe pokiwał głową, lustrując ją wzrokiem. - Całkiem dobre - powtórzył szyderczo. - W tym cały problem, Shelley. Jeśli są całkiem dobre", to nie wygramy konkursu. Muszą być absolutnie sensacyjne, wtedy... kto wie. - Potrząsnął głową, wbijając widelec w powietrze. - To właśnie mnie martwi. Nie masz instynktu zabójcy. - I całe szczęście - odparła, marszcząc nos. - Nie rozumiesz? Trzeba mieć instynkt zabójcy, żeby wygrać ten konkurs. - Och, przestań zachowywać się tak melodramatycznie. Damy sobie świetnie radę. Przyglądał się jej przez chwilę, a potem jęknął, odrzucając do tyłu głowę. - Shelley, Shelley, Shelley. Musisz być twarda, dziewczyno. Wzdrygasz się na widok krwi. Oczywiście to metafora. Ale nie potrafisz skoczyć do gardła. Nie jesteś gotowa i nie chcesz stoczyć walki ze wszystkimi przeciwnikami, którzy staną ci na drodze. A ja tak - dodał z błyskiem w oku. - Potem szalenie zadowolony z siebie rozparł się na krześle. - Lepiej zostaw to mnie - skwitował. Musiała ugryzć się w język, a pózniej jeszcze policzyć do dziesięciu. Naprawdę nie chciała na niego wrzeszczeć. To byłoby żenujące, zwłaszcza że Jason McLaughlin siedział niedaleko i obserwował ich każdy ruch. - Możesz poinstruować zespół B - powiedziała w końcu. - Zajmujesz najwyższe stanowisko w Allman Industries. Masz prawo kierować nami, tak 32 S R jak chcesz. Ale jeśli chodzi o nasz zespół, przez najbliższe cztery dni to ja jestem szefową. I będziesz robić to, co powiem, Rafie Allman. - Czy to jakaś zemsta? - Spojrzał na nią spod półprzymkniętych powiek. - Zemsta? - Shelley przewróciła oczami. - Ależ ty mnie wkurzasz! Uważasz, że zawsze chodzi o ciebie, prawda? - A nie? Shelley przyglądała mu się przez dłuższą chwilę. On naprawdę tak myślał. - Tak, masz rację. To zemsta - powiedziała dobitnie, znów pochylając się ku niemu. - Zemsta za to, że wsypałeś zieloną farbkę do szamponu i po kąpieli w basenie ja i Jodie miałyśmy zielone włosy, twarze i ręce. Rafe zmarszczył brwi, przypominając sobie ten stary incydent.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|