Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zdaje mi się, panowie rzekł baronet \e ju\ wystarczająco wiele mówiliśmy o mnie. Nadeszła chwila, abyście mi powiedzieli o co chodzi. Pańskie \yczenie jest słuszne odpowiedział Sherlock Holmes. Doktorze, niech pan powtórzy sir Henrykowi to, co opowiedział nam pan wczoraj rano. Nasz przyjaciel, zachęcony w ten sposób, wyjął z kieszeni papiery i opowiedział historię znaną ju\ czytelnikom. Sir Henryk Baskerville słuchał go z wielką uwagą. Od czasu do czasu wyrywał mu się mimowolny okrzyk zdumienia. Gdy doktor Mortimer skończył, baronet zawołał: Odziedziczyłem zatem przeklęty spadek. Tak jest, od dzieciństwa słyszałem o tym psie. Ta legenda Jest dobrze znana w naszej rodzinie, ale nie sądziłem, \e nale\y ją traktować powa\nie. A śmierć mojego stryja... Zdaje mi się, \e wszystko miesza mi się w głowie... Nie mogę się skupić... Czy to, co mi pan powiedział wymaga sądowego śledztwa, czy mo\e egzorcyzmów? Rzeczywiście, trudno powiedzieć. Potem ten list, przysłany do hotelu... Trzeba przyznać, \e przyszedł w porę. Jest zarazem dowodem, \e ktoś wie lepiej ni\ my, co dzieje się na moczarach rzekł Mortimer. I \e jest to ktoś panu \yczliwy, poniewa\ ostrzega pana o niebezpieczeństwie dodał Holmes. Mo\e moja obecność tam pokrzy\uje czyjeś plany. To mo\liwe... Dziękuję panu, doktorze, \e dał mi pan do rozwiązania sprawę, która zawiera tyle interesujących szczegółów. Teraz, sir Henryku, pozostaje nam tylko jedna kwestia do rozstrzygnięcia: czy ma pan jechać do zaniku? Dlaczego miałbym tam nie jechać? Bo tam mo\e grozić panu jakieś niebezpieczeństwo. Niebezpieczeństwo pochodzące od złego ducha, prześladującego rodzinę, czy mo\e ze strony ludzi? To nale\ałoby wyjaśnić. Cokolwiek powiecie. Ja ju\ podjąłem decyzję. Nie istnieje panie Holmes, taki diabeł w piekle, ani taki człowiek na ziemi, który mógłby mi przeszkodzić pojechać do siedziby moich przodków. To jest moja ostateczna decyzja. Gdy to mówił, zmarszczył brwi. a jego twarz stała się purpurowa. Ostatni potomek Baskervillów odziedziczył widocznie gwałtowny temperament swoich przodków. Muszę nieco dłu\ej zastanowić się nad tym co mi pan powiedział rzekł po chwili Nie mogę tak od razu wszystkiego zrozumieć i zdecydować. Chciałbym przez chwilę w samotności skupić się nad tym... Panie Holmes, teraz jest wpół do jedenastej, wracam prosto do hotelu. Mo\e zechce pan wraz z doktorem Watsonem przyjść do mnie o drugiej i zjeść z nami drugie śniadanie? Sądzę, \e będę miał do tego czasu jaśniejsze pojęcie o całej tej sprawie. Czy zgadzasz się, Watsonie? Najzupełniej. W takim razie niech pan na nas czeka. Czy posłać po doro\kę? Wolę pójść pieszo, jestem bardzo zdenerwowany. Z przyjemnością będę panu towarzyszył odezwał się doktor Mortimer. A więc, do widzenia o drugiej! Usłyszeliśmy kroki naszych gości na schodach i stuk zamykanych drzwi. W tej samej chwili Holmes wyrwał się z zadumy i zamienił w człowieka czynu. Kapelusz i buty. Watsonie, szybko! Nie ma chwili do stracenia! Wpadł w szlafroku do garderoby i kilka sekund pózniej powrócił w surducie. Zbiegliśmy ze schodów i wypadliśmy na ulicę. Doktor Mortimer i sir Baskerville szli o jakieś dwieście metrów przed nami, w kierunku Oxford Street. Czy mam ich dogonić i zatrzymać? spytałem. Ani mi się wa\! Twoje towarzystwo zupełnie mi wystarczy, jeśli ty zadowolisz się moim. Nasi goście mieli słuszność, dzisiejszy ranek jest wyśmienity na przechadzkę. Przyspieszył kroku, tak, \e niebawem odległość, od naszych znajomych zmniejszyła się o połowę, po czym, pozostając ju\ o jakieś sto metrów w tyle, szliśmy za nimi przez Oxford Street, a pózniej po Regent Street. Doktor Mortimer i sir Baskerville zatrzymali się przed jakąś wystawą sklepową, Holmes uczynił to samo. W chwilę pózniej wydał stłumiony okrzyk radości. Zledząc kierunek jego badawczego spojrzenia, spostrzegłem doro\kę z jakimś pasa\erem, która stała po przeciwnej stronie ulicy i teraz ruszyła znów wolno w drogę. Mamy go Watsonie! Chodz prędko. Przyjrzyjmy mu się przynajmniej, je\eli nic innego nie będziemy mogli zrobić. Na chwilę dostrzegłem gęstą czarną brodę i przenikliwe oczy spoglądające na nas przez boczne okna doro\ki. W tej samej chwili z trzaskiem otworzyło się okienko, przez które pasa\er
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|