image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kiedy kątem oka w lustrze pokrywającym jedną ze ścian lodziarni dostrzegła swoje odbicie,
uznała, \e nie wygląda najgorzej.
Podniósł się, zanim jeszcze doszła do jego stolika.
- Cześć - powiedział, uścisnąwszy jej dłoń. Miała nadzieję, \e nie czuje dr\enia jej
palców.
- Widzisz, mówiłam ci, \e cię rozpoznam. - Głos miała zmieniony ze zdenerwowania,
nieco zachrypnięty, ale nie mógł tego zauwa\yć, bo przecie\ nigdy jej nie słyszał.
- A ja, tak jak się obawiałem, nie poznałem cię - przyznał się Michael.
Nic w tym zaskakującego, skoro nigdy w \yciu mnie nie widziałeś, pomyślała
Courtney. I nie masz w komputerze mojego zdjęcia, które mógłbyś oglądać kilkadziesiąt razy
dziennie.
- I wiesz co? Nie mogę tego zrozumieć - dodał po chwili.
- Czego?
- Dlaczego cię nie pamiętam. Courtney poczuła, \e grunt usuwa się jej spod nóg.
- Nic w tym dziwnego - zaczęła jeszcze bardziej zachrypniętym głosem. - Na
przyjęciu u Josha było mnóstwo ludzi. Po prostu nie zwróciłeś na mnie uwagi.
Przyglądał jej się tak długo, \e w którymś momencie poczuła się nieswojo. Jeszcze
nigdy \aden chłopak nie patrzył na nią w taki sposób i nie miała pojęcia, jak się zachowywać.
Pewnie najlepiej będzie za\artować, \eby ukryć zakłopotanie.
- Ach tak! Rozumiem, jest ci głupio, \e nie zwróciłeś na mnie uwagi. Pewnie myślisz,
\e czuję się ura\ona w swojej kobiecej ambicji. - Zrobiła minę obra\onej księ\niczki, po
czym się roześmiała. - Ju\ dobrze. Jakoś to prze\yję. Nie takie rzeczy prze\yłam.
Zachowywała się na pozór spokojnie, czuła jednak napięcie. Ka\dy ma jakieś swoje
metody, \eby uwalniać się od napięcia, a ona zawsze, kiedy była zdenerwowana, po prostu
du\o mówiła. Nachyliła się nad stołem i powiedziała teatralnym szeptem:
- Przyznam ci się do czegoś. Jako dziecko byłam strasznie gruba. I te wszystkie
Kluchy, Pulpety i Bezy, które się za mną ciągnęły, tak mnie uodporniły, \e naprawdę nie
wpadam w depresję tylko z tego powodu, \e jakiś chłopak nie zwrócił na mnie uwagi.
- Ty te\?!
- Co ja te\?
- Ty te\ byłaś kiedyś gruba?
- A co? Ty byłeś?
Nie mogła w to uwierzyć. Michael był bardzo szczupłym, mo\e nawet trochę za
szczupłym chłopakiem. No ale przecie\ ona te\ uchodziła teraz za chudzielca.
- A\ do siódmej klasy. Popatrzyli na siebie i się roześmiali.
- No widzisz, mamy jakieś wspólne doświadczenia - powiedziała.
- Ale wracając do tego, \e cię nie rozpoznałem... Nie podobało jej się, \e do tego
wraca. To było zbyt niebezpieczne. Z drugiej strony, przecie\ cała ta sytuacja była
niebezpieczna. Niebezpieczna, a jednocześnie niosąca ze sobą tyle obietnic.
- Zapomnij o tym - rzuciła, machnąwszy ręką.
- Kiedy ja naprawdę nie mogę zrozumieć, jak to mo\liwe...
Na szczęście do ich stolika podeszła kelnerka, młoda dziewczyna w staroświeckim,
obszytym falbankami fartuszku w biało - ró\owe paski, takie same jak markizy na zewnątrz.
- Ju\ wiecie, co chcecie zamówić, czy potrzebujecie jeszcze trochę czasu?
- Ja chyba wiem. - Courtney uśmiechnęła się do dziewczyny. Była jej wdzięczna, \e
nawet nie zdając sobie z tego sprawy, przyszła jej z pomocą.
- Ja chyba te\ - powiedział Michael. - Poprosimy dwa razy czekoladowe.
- Małe, średnie, du\e? - spytała kelnerka.
- Du\e - odpowiedzieli Courtney i Michael jednocześnie.
- Jakieś dodatki? Courtney wzruszyła ramionami, nie wiedząc, na co się zdecydować.
Michael popatrzył na nią, marszcząc czoło.
- Mo\e gorący sos malinowy? - zaproponowała dziewczyna w falbaniastym fartuszku.
Courtney nie mogła się oprzeć tej pokusie.
- Ja poproszę.
- Ja te\. Michael, ku uldze Courtney, nie mówił ju\ o tym, \e nie zapamiętał jej z
przyjęcia u Josha. Rozmawiali o szkole, o znajomych, o swoich rodzinach, o pracy w
schronisku i planach na przyszłość. Na dworze lał deszcz, a oni siedzieli w przytulnej
lodziarni i rozmawiali tak, jakby się znali od zawsze.
Kelnerka ju\ dawno zabrała puste naczynia po lodach, a Michael zdą\ył zapłacić.
- Chyba trzeba będzie powoli się zbierać - powiedziała Courtney, choć było jej tu tak
dobrze, \e wcale nie miała na to ochoty.
- Musisz wracać do domu? Spojrzała na zegarek, do dziesiątej - bo obiecała mamie, \e
na pewno wróci przed dziesiątą - pozostało jeszcze mnóstwo czasu.
- Nie, tylko trochę głupio tak tu siedzieć godzinami. Chocia\ z drugiej strony, prawie
połowa stolików jest pusta, więc nikomu nie zajmujemy miejsca.
- Właśnie. - Michael był wyraznie ucieszony, \e Courtney mo\e zostać dłu\ej. - Ale
wiesz co? Mo\emy jeszcze coś zamówić. Piłem tu kiedyś gorącą czekoladę z cynamonem i
pamiętam, \e była pyszna. Miałabyś ochotę?
- Pewnie, tylko pod warunkiem, \e teraz ja zapłacę. Kiedy kelnerka przyniosła
rachunek za lody, Courtney proponowała, \eby podzielić go na połowę, ale Michael upierał
się, \e wygrana to wygrana.
Teraz zgodził się i wkrótce siedzieli nad fili\ankami parującej aromatycznej
czekolady.
Wyszli z lodziarni jako ostatni goście, tu\ przed jej zamknięciem.
Ju\ wcześniej ustalili, \e Michael, który przyjechał na spotkanie samochodem,
zawiezie ją do domu. Na początku trochę się opierała, ale teraz, kiedy po wyjściu na zewnątrz
poczuła na twarzy zimne krople zacinającego deszczu i wyobraziła sobie, \e musiałaby w tej
ulewie iść na przystanek, a potem jeszcze porządny kawałek po wyjściu z autobusu, była
bardzo wdzięczna za tę propozycję.
11
Michael miał starego, mocno rozklekotanego forda combi w którym poczuła znajomy
zapach.
- Pies, wozisz nim psa - powiedziała, wsiadając.
- Zciśle mówiąc psy. Zabieram przynajmniej raz w tygodniu kilka psów ze schroniska,
\eby się wybiegały za miastem. Ale nie wiedziałem, \e to a\ tak czuć.
- Lubię ten zapach - powiedziała, wciągając go głęboko.
- Na pewno ci nie przeszkadza?
- Myślisz, \e mogłabym pracować w schronisku, gdyby mi przeszkadzał?
- Słuchaj, a mo\e następnym razem, kiedy będę je wiózł za miasto, pojedziesz ze
mną? Nie miałabyś ochoty?
Ju\ od jakiegoś czasu zastanawiała się, czy zanim się dzisiaj rozstaną, padnie
propozycja następnego spotkania.
- Oczywiście, \e bym miała - odparła bez chwili wahania. Po tych kilku godzinach,
które z nim spędziła, czuła, \e mo\e się zachowywać naturalnie, \e nie musi udawać i \e
mo\e być z nim szczera.
Kwadrans pózniej uświadomiła sobie jednak, \e nie mo\e, \e o czymś zapomniała.
Przypomniała sobie - i to bardzo wyraznie - kiedy przeje\d\ali obok domu Josha,
stojącego przy ulicy przecinającej tę, przy której mieszkała ona.
- O, minęliśmy dom Loganów - zauwa\ył Michael.
- Tak. Skręcisz w prawo w następną przecznicę, dobrze? - Znów mówiła lekko
zachrypniętym głosem.
- Dobrze - powiedział, a kiedy zrobił to, o co go poprosiła, spytał: - Słuchaj, dalej
uwa\asz, \e nie powinienem wspominać Patrickowi, \e Josh dał ci mój numer?
- Nie, nie mo\esz mu o tym mówić! - odparła z przera\eniem.
Michael spojrzał na nią zaskoczony.
- Dobrze, jeśli tak chcesz...
- Ten dom po prawej -  teraz mówiła ju\ głosem tak zachrypniętym, jakby miała
zapalenie gardła - ten z wie\yczką... Tu właśnie mieszkam.
- Aadny. - Zaparkował przy krawę\niku i przechylił się, \eby popatrzeć w okno od
strony pasa\era. - Lubię takie stare domy. Mają charakter. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl