Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokochałaś wyobrażenie o mnie, ale to nie jestem ja. Kim nie jesteś? Facetem, który tamtego poranka nie wiedział, co robić, kiedy do jego stolika przysiadła się nieznajoma? Czy tego, który spędzał całe noce, chodząc od domu do domu, szczepiąc ludzi przeciwko żółtej febrze, tych, którzy wcześniej nie zgodzili się na szczepienie? Tego, który przez całą noc siedział przy małej Maritzy, obserwując, jak oddycha, licząc jej puls, łamaną hiszpańszczyzną czytając jej bajki? Ben, którym z nich nie jesteś? Bo to właśnie w tym facecie się zakochałam. Obserwowałam go, podziwiałam, aż dotarło do mnie, że za wszelką cenę chcę. z nim być. Chcę być z tobą nawet teraz, kiedy wiem, że mnie nie potrzebujesz. Ale ty ciągle mnie odtrącasz. Przyleciałeś za mną do Włoch, ale dalej się zamykasz. Shanna, wolałabyś nie wiedzieć o wszystkim. Zanim tu przyleciałem, 129 R L T musiałem sobie poukładać to, co widzę w lustrze. Bo powinnaś poznać całą prawdę. Zanim znowu się odwrócisz? Popatrzyła na górę osłaniającą miasteczko, opiekuńczą, chroniącą jego mieszkańców tak jak Ben pacjentów w Caridad. Ale jednocześnie grozną. Jak Ben. Tak, masz rację. Mam prawo ją poznać. Przyleciałeś tu z Argentyny, ale musisz zrobić jeszcze jeden krok. Udowodnić, że jej ufa. Uśmiechnął się smutno. Przejrzałaś mnie na wylot. Nie na wylot, tylko część ciebie, a chcę zobaczyć całość. I musisz mi to umożliwić. Albo nie zobaczysz nic, a zrozumiesz to, kiedy poznasz całą prawdę. Nie doceniasz mnie, a na to nie zasłużyłam. Zapatrzył się na góry, a ona czekała. Ani drgnął, aż w końcu, po kilku minutach, odetchnął głęboko. To prawda, nie zasłużyłaś, przepraszam. Nareszcie przeniósł na nią wzrok. Nie pomyliłaś się, mówiąc, że się ciebie boję. To fakt. Bardziej niż czegokolwiek. Dlaczego? Bo mi uświadamiasz, że muszę stawić czoło problemom, z którymi sobie nie radzę. Obrzydliwościom, o których wolę nie myśleć. Nie jesteś sam, pamiętaj. Kiwnął głową. Chyba to przeraża mnie najbardziej. Umiem być sam. Wszystko inne... Wzruszył ramionami. Jak wiesz, byłem poparzony. Mimo niewielkich szans przeżyłem trzydzieści trzy operacje. To tylko wstęp, bo prawdziwa historia zaczyna się pózniej. Udało mi się skończyć medycynę. 130 R L T Audziłem się, że mogę żyć normalnie mimo współczujących spojrzeń i szeptów za plecami. Na początku było trudno, ale z czasem przestałem na to zwracać uwagę. Poznałem Nancy. Nie była miłością mojego życia, ale wydawało mi się, że coś może nas połączyć. Krótko mówiąc, zdjąłem koszulę, ona krzyknęła i cofnęła się z obrzydzeniem, a do mnie dotarło, że się od tego nie uwolnię, że inni będą reagowali tak samo. To był pretekst, bo liczyła się nie reakcja Nancy, ale moja. Aatwiej było mi obwiniać ten banalny incydent za cały ciąg zdarzeń, które nastąpiły pózniej. Alkohol? Przytaknął. Stan upojenia ułatwia odcięcie się od rzeczywistości. Ale to mi nie wystarczało, więc sięgnąłem po narkotyki. Wyrzucono mnie pod sam koniec rezydentury. Jednak się pozbierałeś. Nie od razu. Straciłem cały rok. Kilka razy podchodziłem do programu dwunastu kroków i kilka razy odpadałem. Ponowiłem wniosek o rezydenturę z chirurgii, ale go odrzucono, więc z niej zrezygnowałem na rzecz medycyny rodzinnej, ale twój dziadek mnie nie przyjął. Za to dostałeś się do innego szpitala. Mówiłeś, że wyszło ci to na dobre. Jako wolontariusz pracowałem w przychodni uzależnień. W końcu zostałem rezydentem, bo nikt inny nie był tym zainteresowany. Ten szpital był nie dofinansowany i trudny, ale przez to miałem sposobność poznać takie oblicze systemu opieki medycznej, którego bym nie zobaczył w Brooks. Dzięki temu mogłem polecieć do Argentyny i robić to co teraz. Tego, że mnie tam zaakceptowano, nie traktuję jako olśniewające potwierdzenie 131 R L T czegokolwiek. Ale jako zobowiązanie, żeby iść dalej wbrew okolicznościom. No widzisz, w tym sęk. Zabrakło mi takiego poczucia obowiązku. Zanim wylądowałem w Argentynie, stanąłem przed ścianą. Piłem, brałem, marnowałem szanse na karierę zawodową. To nie pcha człowieka do przodu. Zauważ, ile osiągnąłeś. Co musiało się stać, żeby tamten człowiek stał się tym, który teraz kieruje Caridad? Próba samobójcza. Podniosła dłoń do warg. Tego dnia, kiedy twój dziadek mnie wyrzucił, wróciłem do hotelu. Miałem żal do niego, do Nancy, do całego świata. Znowu wypiłem, wziąłem więcej prochów... Miałem wszystkiego dosyć, czułem się przegrany. Im gorzej się czułem, tym więcej potrzebowałem używek. Dzisiaj nawet trudno mi sobie wyobrazić, co wtedy byłem w stanie zrobić, żeby wejść w stan odrętwienia. Silniejszy facet skończyłby z sobą wcześniej, ale nie byłem silny. Byłem facetem, który wyszukiwał pretekstów. Tak to wyglądało do dnia, kiedy oprzytomniałem. Nie łudz się co do mnie, to nie było żadne olśnienie. Prawdę mówiąc, był to chyba ostatni szlachetny gest w moim życiu. Ja... Struchlała, domyślając się, do czego prowadzi. Próbowałeś się zabić. Rozważałem to dniami i nocami. Nawet poszedłem na urwisko, na którym jako dziecko często się bawiłem, żeby się z niego rzucić. Stałem na krawędzi dobre dwie godziny. Jeden krok i moje problemy by się skończyły. Co cię powstrzymało? Uśmiechnął się gorzko. Pomimo tak wyniszczających zachowań poczułem, że nie chcę 132 R L T umrzeć. Zbyt ciężko pracowałem, żeby utrzymać się przy życiu. Dotarło do mnie, że winę za niepowodzenia zwalam na innych, a to ja sam za to odpowiadam. Obyło się bez głosów z zaświatów i gromów z jasnego nieba. Zrozumiałem, że świat jest pełen ludzi, którzy cierpią bardziej niż ja, którzy się nie poddają, którzy osiągają swoje cele wbrew przeciwnościom losu, a ja szukam najprostszego rozwiązania. Ben, może właśnie wtedy dojrzałeś. Dochodzimy do tego różnymi drogami. Niektórym przychodzi to łatwo, innym trudno. Uhm, przekonaj o tym moje lustro, bo jak w nie patrzę, widzę słabego faceta. Potwora. Nie blizny, a siebie. Dalej żyję na krawędzi. Codziennie się zastanawiam, co musiałoby się stać, żebym zrobił jeszcze jeden krok. Jak bym śmiał oczekiwać, że ktoś będzie to ze mną dzielić?! Ben, wiem, jaki jesteś. Ty widzisz w lustrze słabość, ja niewyobrażalną siłę. Tyle zrobiłeś! Pokonałeś uzależnienie, dokończyłeś rezydenturę, założyłeś szpital w Argentynie. Właśnie to może dzielić z tobą druga osoba. Chciałabym być tego częścią, jeżeli mi pozwolisz. Shanna, pragnę tego, ale jak wrócę do nałogu? Ben, chcesz być ze mną? Niczego bardziej nie pragnę. Przyszłości z tobą. Widzisz w niej miejsce na małżeństwo? Chciałem się z tobą ożenić, jak pierwszy raz siedzieliśmy przy tym stole, ale się przestraszyłem. Pożegnałam się z dotychczasowym życiem, odwróciłam od rodziny, pokochałam najbardziej upartego człowieka pod słońcem, który też mnie kocha, ale nic z tym nie robi. Uważasz, że to proste? Wstała od stołu. Wiesz co? Znudziło mi się patrzenie na tę górę i domysły, co jest na szczycie. %7łycie jest krótkie, a czas ucieka. Sprawdzmy to. Podała mu rękę. Ben, 133 R L T jestem z tobą. Czy ty jesteś ze mną? Tak. Ujął jej dłoń. Przez całą tę podróż? To ważne. Do samego końca albo nic. Przytaknął. Mnie też nudzi gapienie się na tę górę. Jestem gotowy do podróży do samego końca. Przystanęli na chodniku i razem patrzyli na górę. To długa wyprawa zauważył Ben. Co najmniej godzina do kolejki, a potem jeszcze godzina wspinaczki. Może nawet dwie albo trzy. Cztery, co najmniej cztery. Co proponujesz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|