Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
widoczna wyjątkowo wyraznie, a wyraz oczu zaskoczył panią Wetherby całkowicie. Kapitanowi mógł naturalnie nie podobać się jej wigor, nie mogła jednak dociec, czemu wygląda tak, jakby zamierzał kogoś zabić. Gdy na niego spojrzała, odwrócił wzrok, jakby chciał ukryć targające nim uczucia. Wkrótce orzekł, że na niego już czas. Nie chciał zostać na herbacie, powiedział jednak wszystko, co wypadało w takiej sytuacji, po czym zdawkowo uścisnął dłoń pani domu. Warren odprowadził go do drzwi. Moja żona, gdy robi jej się wesoło, wygaduje okropne bzdury rzekł. Wiem, że nie muszę prosić, kapitanie, aby nie powtarzał pan tych andronów. Proszę się nie obawiać, sir odparł kapitan Kendal. Dobranoc. I dziękuję za... bardzo przyjemny wieczór. Ukłonił się i już go nie było. Warren wrócił na górę, by zbesztać żonę za zgorszenie gościa i wygłosić kazanie o tym, ile zła powoduje zbyt długi język. Był jednak nieco zaskoczony zachowaniem kapitana. Tymczasem kapitan Kendal zatrzymał pierwszą napotkaną dorożkę i kazał się zawiezć do hotelu Grillon s . Gdy wiekowy pojazd podskakiwał na wybojach w drodze na Albemarle Street, jego pasażer siedział sztywno wyprostowany, na zmianę zaciskając i rozluzniając dłoń, i wpatrując się prosto przed siebie. Po przyjezdzie do hotelu zapytał o generała Summercourta tak grobowym głosem, że recepcjonista spojrzał na niego dość podejrzliwie. Generała zastał siedzącego samotnie przy biurku w niewielkim gabinecie. Summercourt podniósł głowę, a widząc, kto wszedł, natychmiast przybrał surowszy wyraz twarzy. A, to ty? I czego ode mnie chcesz, młody człowieku? Chcę wiedzieć, po co poszedł pan dzisiaj na Bow Street, sir wyjaśnił kapitan. Och, nie wątpię! wykrzyknął generał, wybuchając gniewem udręczonego człowieka. Wobec tego powiem ci, ty przeklęty, natrętny, zarozumiały smarkaczu! Tobie zawdzięczam to, że mojej wnuczki nie ma w domu od ponad dwóch tygodni. Sam przeczytaj! Kapitan Kendal prawie wyrwał mu z dłoni kartkę i szybko przeczytał liścik, napisany dziecięcą ręką Amandy. Gdy dotarł do końca, podniósł głowę i spytał gniewnie: Mnie pan zawdzięcza? Czy pan sobie wyobraża, sir, że Amanda zdecydowała się na ten krok za moją wiedzą? %7łe pozwoliłbym jej... Na Boga, jeśli takie zdanie ma pan o moim charakterze, to nie dziwię się, że odmówił pan zgody na nasze małżeństwo. Generał zmierzył go bardzo nieprzyjaznym wzrokiem. Co to, to nie odparł krótko. Gdybym miał takie zdanie, to już dawno przyszedłbym i wydusił z ciebie siłą, gdzie ona się podziewa. Ale gdybyś się do niej nie zalecał, nie podsuwał jej różnych pomysłów, nie prowadził jej krok po kroku do buntu przeciwko mnie... Byłem jak najdalszy od prowadzenia jej do buntu. Przeciwnie, zapowiedziałem, że póki jest tak młoda, nie poślubię jej bez pańskiej zgody, sir. I ona wie, że moje słowo należy traktować poważnie. Tak. A wynik jest właśnie taki. Mam zostać zmuszony do wyrażenia zgody, Neilu Kendalu! Otóż nie! Do diabła, niedoczekanie twoje! Wnoszę z tego, sir, że nie dał pan ogłoszenia w Morning Post . Nie. Oddałem sprawę w ręce policji. Szukają jej już od tygodnia. Chociaż nie ma jej w domu od ponad dwóch tygodni zarzucił mu kapitan. Bardzo spokojnie pan do tego podchodzi, czyż nie, sir? To bezczelność, byłem pewien, że ukryła się gdzieś w lesie. Raz już to zrobiła, kiedy nie mogła postawić na swoim, koteczka! Niech pan odwoła poszukiwania za pośrednictwem policji. Mogę panu od razu powiedzieć więcej niż oni po tygodniu. Niczego sobie jest ta historia. Nie mam pojęcia, gdzie jest Amanda, ale dobrze wiem z kim. Na miłość boską, Neil, co chcesz przez to powiedzieć? spytał generał, blednąc. Gadaj, człowieku! Jest z niejakim Ludlowem, Garethem Ludlowem, który spotkał ją w gospodzie, nie wiem gdzie, i wywiózł do Kimbolton. Jadłem dzisiaj obiad u siostry Ludlowa, pani Wetherby, i to właśnie usłyszałem u niej w domu. Mój Boże, nie mam pojęcia, jak udało mi się utrzymać język za zębami! Ludlow? powtórzył tępo generał. Wywiózł ją? Moją małą Amandę? Nie, to niemożliwe! Opowiedz mi wszystko, do diabła! W milczeniu wysłuchał zwięzłej relacji, wyglądało jednak na to, że bardzo trudno mu w nią uwierzyć, bo przez cały czas spoglądał na kapitana dość nieprzytomnie i powtarzał: Uprowadził ją... próbowała uciec... znalazł w oborze? Wreszcie zdołał się opanować i rzekł bardziej zdecydowanie: Niemożliwe! Przecież to jeszcze dziecko. Czy dowiedział się pan od tych Wetherbych...? Dowiedziałem się dokładnie tego, co panu powtórzyłem. Oni nic więcej nie wiedzą, a może być pan pewien, że żadnych pytań nie zadawałem. Są przekonani, że Amanda należy do towarzystwa muślinowych panienek. Pierwszorzędny towar , takiego sformułowania użył Wetherby. Za nic nie powiedziałbym przy nich niczego, co mogłoby ich naprowadzić na prawdę. To niemożliwe! powtórzył generał. Człowiek pokroju Ludlowa... Wielki Boże, w jakiejkolwiek sytuacji ją spotkał, musiał na pierwszy rzut oka zauważyć, że to jeszcze dziecko, dziecko z dobrej rodziny, całkowicie niewinne.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|