Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyciągnięcie ręki, i ochlapuje deszczówką o barwie herbaty koszule dzieci. Lajla odciąga dzieci na chodnik. Serce podchodzi jej do gardła. Land cruiser mknie w dół ulicy, dwukrotnie trąbi i gwałtownie skręca w lewo. Lajla stoi w miejscu, próbując złapać oddech, jej palce zaciskają się kurczowo na nadgarstkach dzieci. To ją dobija. Dobija ją, że znów wpuszczono watażków do Kabulu. %7łe mordercy jej rodziców żyją w luksusowych, otoczonych murami domach z ogrodami, że mianowano ich ministrami tego albo wiceministrami tamtego, że jeżdżą bezkarnie w lśniących, kuloodpornych SUV-ach przez dzielnice, które sami zburzyli. To ją dobija. Ale Lajla postanowiła, że nie pozwoli, by okaleczyła ją uraza. Mariam by tego nie chciała. Jaki to ma sens? - spytałaby z niewinnym i zarazem mądrym uśmiechem. I tak Lajla pogodziła się z tym, że trzeba żyć dalej. Dla jej własnego dobra, dla dobra Tarigha i dzieci. I dla Mariam, która wciąż odwiedza Lajlę w snach i która nigdy nie jest dalej niż jeden albo dwa oddechy poza jej świadomością. Lajla żyje dalej, ponieważ koniec końców wie, że tylko to jej pozostało. To i nadzieja. Zaman stoi na linii rzutów wolnych, na ugiętych kolanach, odbijając piłkę. Instruuje grupę chłopców w takich samych koszulkach piłkarskich siedzących półkręgiem na boisku. Zaman zauważa Lajlę, wsuwa piłkę pod pachę i macha do niej. Mówi coś do chłopców, którzy również zaczynają machać rękami, wołając: Salam, moaIlem saheb! Lajla w odpowiedzi macha do nich ręką. Teraz na placu zabaw sierocińca wzdłuż wschodniego muru rośnie rząd młodych jabłoni. Lajla zamierza również zasadzić ich trochę przy południowym murze, gdy tylko zostanie odbudowany. Na placu zabaw stoją też nowe huśtawki, pozioma drabinka i małpi gaj. Lajla wchodzi do budynku przez drzwi z moskitierą. Odmalowali sierociniec z zewnątrz i w środku. Tarigh i Zaman naprawili przeciekający dach, załatali ściany, wstawili szyby w okna, wyłożyli wykładziną sale, w których dzieci śpią i się bawią. Ostatniej zimy Lajla kupiła kilka nowych łóżek do sypialni, a także poduszki i porządne wełniane kołdry. Na zimę zainstalowała żeliwne piece. Ani s , jedna z kabulskich gazet, miesiąc temu wydrukowała artykuł o odnawianym sierocińcu. Zrobili też zdjęcie Zamana, Tarigha, Lajli i jednego z opiekunów stojących rzędem za grupą dzieci. Kiedy Lajla zobaczyła artykuł, pomyślała o swoich przyjaciółkach z dzieciństwa, Giti i Hasinie, i o tym, co powiedziała Hasina: Nim skończymy dwadzieścia lat, obie, Giti i ja, wydamy na świat po czworo albo pięcioro dzieci. Ale ty, Lajlo, jeszcze nas zaskoczysz i będziemy z ciebie dumne jak pawie. Zostaniesz kimś. Wiem, że któregoś dnia wezmę do ręki gazetę i zobaczę na pierwszej stronie twoje zdjęcie . Zdjęcie nie znalazło się co prawda na stronie tytułowej, ale jednak zostało wydrukowane, tak jak przewidziała Hasina. Laj la skręca i idzie tym samym korytarzem, na którym dwa lata temu wraz z Mariam zostawiła Azizę pod opieką Zamana. Lajla wciąż pamięta, jak musiały odrywać palce Azizy od jej nadgarstków. Pamięta, jak biegła tym korytarzem, powstrzymując krzyk: Mariam wołała ją, a Aziza krzyczała spanikowana. Teraz ściany korytarza pokrywają plakaty przedstawiające dinozaury, postaci z kreskówek, posągi Buddy z Bamjanu, a także wystawa rysunków mieszkańców sierocińca. Na wielu obrazkach widać czołgi rozjeżdżające chaty, mężczyzn wymachujących AK-47, namioty w obozach dla uchodzców, sceny z dżihadu. Lajla skręca za róg korytarza i widzi już grupkę dzieci czekających przed klasą. Jej oczom ukazują się ich chusty, ogolone główki przykryte myckami, małe, smukłe postaci, piękne w swej monotonii. Kiedy dzieci zauważają Lajlę, ruszają biegiem w jej stronę. Wkrótce Lajla jest oblężona. Spada na nią lawina piskliwych pozdrowień, głaskania, kurczowego zaciskania rączek, szarpania, dotykania, przepychania się, by wspiąć się jej na ręce. Wyciągnięte małe rączki i domaganie się uwagi. Niektóre dzieci nazywają ją Matką . Lajla ich nie poprawia. Tego ranka uspokojenie dzieci, ustawienie ich w szeregu i wprowadzenie do klasy wymaga od niej nieco więcej wysiłku. To Tarigh i Zaman wygospodarowali to pomieszczenie na klasę, burząc ścianę pomiędzy dwoma pokojami. W podłodze nadal są spore wyrwy i brakuje płytek. Na razie jest przykryta brezentem, ale Tarigh obiecał, że wkrótce wstawi brakujące płytki i położy na podłodze wykładzinę. Nad drzwiami klasy wisi prostokątna tablica, którą Zaman oszlifował i pomalował lśniącą białą farbą. Na tablicy wypisał pędzlem cztery linijki wiersza, swoją odpowiedz - Lajla wie o tym - dla tych, którzy narzekają, że obiecana pomoc finansowa dla Afganistanu nie nadchodzi, że odbudowa trwa zbyt wolno, że panuje korupcja, że talibowie już się przegrupowują i wkrótce wrócą, aby dokonać zemsty, że świat znów zapomni o Afganistanie. Te cztery linijki pochodzą zjego ulubionego gazelu Hafeza: Józef powinien powrócić do Kanaan, ale żal nie. Rudery powinny zamienić się w różane ogrody, ale żal nie. Jeśli ma nadejść potop, by zatopić wszystko, co żyje Noe będzie twoim przewodnikiem w oku tajfunu, ale żal nie. Lajla przechodzi pod tablicą i wchodzi do klasy. Dzieci zajmują swoje miejsca, otwierają zeszyty, gadają. Aziza rozmawia z dziewczynką w sąsiednim rzędzie. Papierowy samolot przecina klasę wysokim łukiem. Ktoś odrzuca go z powrotem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|