Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wnioski, czyli na durnego, debilowatego Dextera. Skutek? Ucierpi moja reputacja i popadnę w upragnioną przeciętność; oczywiście nie wpłynie to w żaden sposób na moją pracę, ponieważ mam analizować ślady krwi, a nie sporządzać portrety psychologiczne przestępców. A skoro ja wyjdę na kretyna, nareszcie okaże się, że kretynką jest i ona, dzięki czemu akcje Debory pójdą w górę. To doprawdy urocze, kiedy wszystko się tak dobrze układa. Zadzwoniłem do siostry. Nazajutrz o wpół do drugiej spotkaliśmy się w małej restauracji kilka ulic na północ od lotniska. Mieściła się w pasażu handlowym między sklepem z częściami samochodowymi i sklepem z bronią. Dobrze ją znaliśmy, bo była niedaleko komendy i robili tam najlepsze w świecie kubańskie kanapki. Na pozór to drobnostka, ale zapewniam was, że są takie chwile, kiedy pomaga tylko medianoche, a jedynym miejscem, gdzie można dostać dobre medianoche, jest Cafe Relampago. Morga-nowie chodzili tam od 1974. Poza tym uważałem, że powinniśmy to jakoś uczcić, jeśli już nie wielką fetą, to przynajmniej małym poczęstunkiem dla podkreślenia, że sprawy zaczynają iść ku lepszemu. A może po prostu cieszyłem się, że spuściłem trochę pary z moim drogim przyjacielem Jaworskim, w każdym razie byłem w niewytłumaczalnie dobrym humorze. Zamówiłem nawet batido de marne, pyszny kubański koktajl mleczny, który smakuje jak arbuz z brzoskwinią i mango. Oczywiście Deb nie była w stanie dzielić ze mną tego irracjonalnie dobrego nastroju. Wyglądała tak, jakby zapatrzyła się na jakąś rybę, dużą, ponurą i strasznie przygnębioną. 10 - Demony dobrego Dextera J4J - Proszę cię, siostrzyczko - powiedziałem. -Jeśli nie zrobisz czegoś z twarzą, już ci tak zostanie. Ludzie będą brali cię za karpia. Może, ale na pewno nie za policjantkę burknęła. Bo już nią nie będę. Bzdura. Przecież ci obiecałem. - Tak. Obiecałeś też, że to wypali. Nie wspomniałeś tylko, że kapitan Matthews będzie na mnie tak patrzył. - Och, Deb odparłem. - Kapitan Matthews na ciebie patrzył? Tak mi przykro... - Wal się, dobra? Nie było cię tam i to nie twoje życie spływa do szamba. Uprzedzałem, że przez jakiś czas będzie ciężko. Fakt, co do tego się nie pomyliłeś. Matthews dał mi do zrozumienia, że jeszcze trochę i mnie zawieszą. - Ale pozwolił ci zajmować się sprawą w wolnym czasie, prawda? Pozwolił prychnęła. Powiedział: Nie mogę pani tego zabronić, ale jestem bardzo rozczarowany. Ciekawe, co powiedziałby na to pani ojciec". - A ty powiedziałaś: Mój ojciec nigdy nie zamknąłby sprawy, mając w areszcie nie tego człowieka, co trzeba".Tak? Spojrzała na mnie zaskoczona. - Nie. Ale miałam ochotę. Skąd wiedziałeś? - Miałaś ochotę, ale na ochocie się skończyło? - Tak. Podsunąłem jej szklankę. - Napij się mamę, siostrzyczko. Idzie ku lepszemu. - Dexter, ty chcesz mnie dobić. Ja? Nigdy. Jak bym mógł? - Bez trudu. - Deb, musisz mi zaufać. Spojrzała mi prosto w oczy i spuściła wzrok. Wciąż nie tknęła koktajlu, a szkoda. Był naprawdę pyszny. - Ufam ci - odrzekła. - Ale przysięgam na Boga, nie wiem dlaczego. Przez jej twarz przemknęła seria dziwnych min. I czasami myślę, że nie powinnam. 146 Podtrzymałem ją na duchu moim najlepszym braterskim uśmiechem. - Za dwa, trzy dni wyskoczy coś nowego. Obiecuję. - Skąd wiesz? - Nie wiem, ale wyskoczy. Zobaczysz. - Skoro nie wiesz, to z czego się tak cieszysz? Chciałem jej powiedzieć, że cieszy mnie już sama perspektywa, sama myśl. Bo myśl o kolejnym bezkrwawym cudzie napawała mnie większą radością niż cokolwiek innego. Ale oczywiście nie mogłem podzielić się nią z Deborą, dlatego zachowałem to dla siebie. - Z twoich przyszłych sukcesów naturalnie. No tak, zapomniałam prychnęła. Ale przynajmniej wypiła łyk koktajlu. Posłuchaj powiedziałem. Albo LaGuerta ma rację... A wtedy dam dupy. Albo racji nie ma, a wtedy nic nikomu nie dasz i będziesz czysta jak dziewica. Nadążasz? - Uhm. - Straszliwie zrzędziła, zważywszy jak bardzo byłem cierpliwy. - Gdybyś lubiła obstawiać, postawiłabyś na nią? - Na nią nie. Może tylko na jej gust. Aadnie się ubiera. Podano kanapki. Skwaszona kelnerka postawiła je na środku stolika i bez słowa uciekła za ladę. Mimo to były bardzo dobre. Nie wiem, dlaczego smakowały lepiej niż wszystkie pozostałe medianoches w mieście, ale smakowały. Chlebek chrupki na zewnątrz i mięciutki w środku, idealnie dobrane proporcje między wieprzowiną i korniszonami, w sam raz roztopiony ser - czysta rozkosz. Odgryzłem wielki kęs. De-bora bawiła się słomką. Przełknąłem. - Siostrzyczko, jeśli nie pociesza cię moje logiczne rozumowanie ani najpyszniejsza kanapka w mieście, jest już za pózno. Ty nie żyjesz. Znowu popatrzyła na mnie jak karp i ugryzła kanapkę. - Bardzo smaczna - odparła z obojętną miną. -Widziszjak się cieszę? 147 Biedaczka. Nie przekonałem jej, co było strasznym ciosem dla mojego ja. Ale cóż, przynajmniej nakarmiłem ją tradycyjną potrawą Morganów. No i przyniosłem jej wspaniałą nowinę, nie szkodzi, że uważała inaczej. Jeśli wszystko to razem nie przywiodło uśmiechu na jej twarz, trudno, nie jestem wszechmocny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|