Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z ciebie już prawdziwy stwór wodny 32 siedzi. Nie ma się już odwagi spojrzeć na niego. Ciska zaraz kamieniem. Przydałoby mu się porządne lanie, żeby się opamiętał. Gdybym miał podobnego smarkacza, kij byłby w robocie. Czerwony kogutek gwizdał przez wiele dni i wieczorów dłużej niż zwykle; Stłumiona, nieco monotonna, nieco melancholijna melodia. Dlaczego dzieci płaczą? Bo jest im zle. Ja nigdy nie płaczą, nigdy, nigdy. Wszystko pokonam Matka uszyła Ristowi dla ochrony dolnej części korpusu wielki skórzany futerał. Chłopca wsuwano w ten futerał jak nóż fiński. Ręce stawały się coraz mocniejsze, nabierały silniejszej muskulatury, dłonie poszerzały się. Rękawice zastępowały buty. Siła Rista tkwiła w rękach. Przyjdziesz do nas? Będziemy się ba wili w Indian. Zapraszał jeden z dawnych towarzyszy. Ri-sto popatrzył na chłopca nieufnie. Chłopak mówił poważnie. Chętnie! Niebawem w sąsiednim lasku uganiało się dwóch chłopców. Jeden biegał truchtem. Drugi poruszał się też zwinnie, ale w szczególny 3J twoje nogi i złamała ci paznokieć u małego palca. Ludzie pytali w rozmaity sposób. Każde jednak pytanie było jak ostra strzała. Czasem przelatywała obok. Czasem trafiała. Powoli, powoli Risto zaczął nienawidzić pytających. Pewnego razu, gdy Risto bawił się na po- dwórzu i lepił śnieżki, jakaś stara kobieta przystanęła koło furtki i przyglądała mu się długo. Czy nie jest ci trudno, kochane dziec ko? Risto popatrzył kobiecie prosto w oczy i milczał. Czuł, jak fale gorąca i zimna prze- pływają kolejno przez jego ciało; wywołała je litość w spojrzeniu kobiety. Staruszka powtórzyła pytanie ciepłym głosem ze łzami w oczach. Czy pani nigdy nie widziała beznogich? spytał Risto. Pózniej usiłował roześmiać się i schwycił w rękę śnieżną kulę. Kobieta ruszyła. Gdy śnieżka uderzyła ją w plecy, odwróciła się i popatrzyła na Rista smutnie, serdecznie. Ty, głupia mordo! zawołał Risto. Zostaw ludzi w spokoju! W stronę kobiety poleciała druga śnieżka. Chłopak stał obok stosu kul, jakby utonął po biodra w śniegu. Gdy śnieg stopniał, Risto brał zawsze z sobą małe kamyki do rzucania. Skutecznie prze- pędzały ciekawskich, którzy zadawali pytania. Rozpuszczony smarkacz mówili są- 30 Rozmawialiśmy o samochodzie zau- ważył ojciec w zamyśleniu. Co byś powie- dział, Risto, gdybyś dostał prawdziwy samochód? To byłoby cudowne! Tak cudowne, że nie sposób sobie tego wyobrazić. Co jest ważniejsze dla Rista: protezy czy samochód? spytała matka. Jedno i drugie odparł zdecydowanie ojciec. I dostanie obie rzeczy. Do diabła, dostanie. To nasz syn. To cel mego życia pomyślał. To mój zasadniczy cel. Dla niego wytrzyma się niejedno. Najważniejszy jest ten zasadniczy cel". Od tej pory inżynier nie miał już powodu, aby przypominać ojcu o wydajności pracy. Nikt nie przyszedł podziwiać ręcznego wózka Rista. Chłopcy tylko zerkali mijając go. Ja w czymś takim nie chciałbym sie dzieć. Dorośli także patrzyli tylko na nogi, których nie było. % Ach, biedne dziecko! Czy nietrudno ci się poruszać? Ja fruwam odpowiadał Risto. Ojciec twardo przykazywał: -* % Trzymaj się mocno w garści! Patrz pro^ sto w oczy i zachowuj się tak, aby dobrze sobie zapamiętali. Oni nie myślą nic złego, ale to bałwany. Jeśli będą się pytać, jak to się stało, powiedz bodaj, że kopnąłeś lokomotywę. Wtedy lokomotywa przewróciła się na 29 dy były strome i wysokie. Nie można było zjechać po nich bez pomocy. Matka będzie wynosić wózek na podwórze, gdy mnie nie będzie w domu. Czy nie wyjechalibyśmy na podwórze na próbną jazdę? Chłopca ponosił zapał. Na dworze jest zimno i ciemno rzekła matka. Ale nie dla samochodziarza powiedział Risto. Wózek nie ma jeszcze świateł, ale przy próbnej jezdzie można się bez nich obejść. Co, tatusiu? Czy nie wyjedziemy na główną drogę? Matka miała rację, na dworze było chłodno i mroczno. Nikt nie wyszedł, aby popatrzeć na wózek. Dobrze idzie stwierdził ojciec. Cał kiem dobrze. Własny wóz. Czy muszę mieć prawo jazdy? Ojciec roześmiał się: Powiesz policjantowi, że masz prawo jazdy. Myślisz, że nauczyłbym się prowadzić samochód? Prawdziwy samochód? Amerykanie mają samochody, którymi mogą jezdzić również ludzie bez nóg. Naprawdę? Tak. Na tym dobrze jest ćwiczyć. Matka przyszła, aby popatrzyć, jak wózek sprawdza się na ulicy. Elegancki pojazd powiedziała. No, masz teraz, Risto, coś, co ci się przyda. 28 raz trzeba było zawracać w kuchni wózkiem w stronę drzwi. Mały pokój mieszkalny był tak zatłoczony meblami największe z nich było łóżko że wózek musiał się przedzierać tam i z powrotem między łóżkiem, stołem i krzesłami. Jak ci idzie, Risto? Ty, tatusiu, potrafisz zrobić wszystko, co ci się tylko spodoba. Zawarte w tym było podziękowanie, które ojciec wysoko ocenił. Co z tych dwóch spraw miało większe znaczenie: podziękowanie Ri-sta czy też nagana inżyniera? Ojciec był taki milczący, że matka spytała go: Czy stało się coś niezwykłego? Może trzeba będzie zmienić pracę. Powiedzieli ci coś? Wystarczająco. Czy poszło o to? Matka spojrzała w stronę wózka. O to i o wszystko, co się z tym wiąże. Od strony płyty kuchennej dobiegło wes tchnienie. Spróbuj na razie przeczekać. Może nam być jeszcze trudniej. Nie zmienię pracy z byle powodu. Ale jeśli będzie tak dalej, to co mi innego pozostanie? Naturalnie, jeśli okaże się to konieczne, ale tu chodzi o tyle rzeczy. To właśnie rozważam. Risto zmęczył się jazdą po mieszkaniu i za- trzymał się przed ojcem. Jak mógłbym wyjechać na podwórze? I tu tkwiła nowa trudność. Drewniane scho- 27 Oczy Rista błyszczały. Opowiadaj o tym wózku. Risto wiedział bez opowiadania: był to złoty wózek. Nikt nie miał takiego wytwornego, nawet prezydent. Sam się toczy. Risto siedzi w wózku, a ludzie pytają: Kim jest tęn chłopiec? Gdzie zdobył ta ki wspaniały wózek? I Risto wyobraża sobie, jak chciałby odpo- wiedzieć: Tatuś go zrobił. Zupełnie sam. Ale mimo to milczy. W odpowiedzi tylko się uśmiecha. W końcu wózek był gotów, ale ojciec nie miał wesołej miny, gdy przyprowadził go do domu. Inżynier powiedział: To nie może tak trwać dłużej. Pracujecie wieczorami zbyt długo. Jeżeli się to nie zmieni, przesunie się was do innej pracy. Mój wolny czas należy wyłącznie do mnie. Ale czas pracy należy do nas, a wy się męczycie przy swojej robocie. Przykro mi, że muszę zwracać wam uwagę. Wiem, nad czym pracujecie, ale mimo to wszystko musi się kręcić po staremu. Szczęście, że tak powiedział. Podobnie i ojciec powiedział Ristowi, może nie tymi słowami, ale zmierzając w tym samym kierunku. Wszystko trzeba prowadzić jak dotąd. Należy się zastanowić, co dalej robić. Risto spróbował, jak się jezdzi na ręcznym wózku. Kuchnia i pokój były ciasne. Raz po 26 usiłował znalezć nowe zajęcia, skoro z tych dawnych nic nie wychodziło. Co chcesz, żebym ci zrobił? Risto siedział na kanapie, opierając się na rękach, w oczach malowało się zmęczenie. Nie wiem. Przydałby ci się wózek, na którym mógłbyś się poruszać. Nie potrzebowałbyś wtedy siedzieć na hulajsankach *. Risto skrzywił usta. Powiedz więc, jeśli chciałbyś mieć coś innego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|