image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Naparłem na właz od schowka ze skafandrami. Ustąpił. Zamknąłem go od środka.
Rozejrzałem się i stwierdziłem, że mam szczęście. Załoga  Vestris przestrzegała
regulaminu obowiązującego statki badawcze. Wolni Kupcy byli właściwie badaczami
 odkrywali nieznane dotąd światy.
Po drugiej stronie pomieszczenia zobaczyłem drzwi prowadzące prosto do włazu
wyjściowego. Oszczędzało to czas tym, którzy musieli zakładać lub zdejmować
skafandry przy wychodzeniu i powrotach na statek. Przejrzałem wiszące w rzędzie
kombinezony, żeby znalezć odpowiedni rozmiar. Nie chodziło bynajmniej o wygodę,
ale o użyteczność. Wolni Kupcy to ludzie raczej krępej budowy. Gdyby nie mój
niezbyt duży wzrost i szczupła sylwetka, mógłbym nie zmieścić się w żadnym z tych
skafandrów. Znalazłem jeden, w który udało mi się wcisnąć, choć pasa nie zdołałem już
zapiąć. Zawsze jednak mogłem wymyślić dla niego inne miejsce.
Gdy weszliśmy do schowka, mój dziwny towarzysz zeskoczył na ziemię, podbiegł
przez całe pomieszczenie wprost do pudełka o przezroczystych ściankach i usiadł przed
nim na tylnych łapach. Przednimi obmacał jedną ze ścianek i nagle przód odskoczył.
Eet wszedł do środka i zwinął się w kłębek. Patrzyłem na niego zaskoczony.
 Zamknij!  rzucona rozkazującym tonem komenda kazała mi przykucnąć.
Kombinezon krępował ruchy.
Nie miałem pojęcia, czym właściwie było to pudełko. Zciany wykonano z metalu,
który miał chronić zawartość, ale jednocześnie pozwalał patrzącemu z zewnątrz
zobaczyć wyraznie, co znajdowało się w środku. Z tyłu zamontowano haki, na których
można było je powiesić. Przypuszczalnie w takich pudełkach transportowano okazy
złapane na innych, nowo odkrytych planetach.
 Zamknij!... Szybko... idą tu! Mnie też masz zabrać!
Zwiecące oczy spojrzały na mnie sugestywnie. Tak, czułem siłę jego woli i po raz
kolejny nie sprzeciwiłem się.
Nie mogłem przypiąć mojego pasa do kombinezonu. Pospiesznie przesypałem jego
zawartość do worka przypiętego do skafandra. Zostawiłem tylko pierścień. Pomyślałem,
że skoro już wcześniej noszono go na rękawicy kombinezonu, można to powtórzyć.
Pasował bardzo dobrze.
41
Poprzypinałem prędko resztę ekwipunku, prawie nieświadomy samobójczej istoty
naszego planu. Ale nie ulegało żadnej wątpliwości, że gdybym pokazał się teraz
gdziekolwiek na statku, na pewno spalono by mnie bez litości. Tak ogromny był
strach przed zarazą. Trzymając pod pachą pudło z moim samozwańczym kompanem,
wszedłem do śluzy. Opuszczenie przeze mnie statku wywoła alarm. Czy uwierzą
jednak od razu, że ich zwierzyna obierze taką drogę ucieczki? Velos twierdził, że jestem
półprzytomny jak w śpiączce. Miałem nadzieję, że będą trzymać się tej wersji.
Drzwi śluzy same zasunęły się za mną. Upewniłem się jednak, że są zamknięte.
Dlaczego nie miałbym przeczekać tutaj? Nie, choćby dlatego, że zamontowano tu
czujniki, a drzwi cały czas można było otworzyć z korytarza, wystarczyło tylko rozsunąć
je i wypalić dziurę w moim kombinezonie, a potem wyrzucić mnie w próżnię. Szybka
i czysta śmierć, bez grozby zarażenia moich oprawców.
Nawet myśląc o tym, nie przestałem majstrować przy mechanizmie otwierającym
zewnętrzny właz, zupełnie jakby moje ręce kontrolował kto inny, a nie moja głowa.
Zapaliło się światło ostrzegawcze i poczułem silny prąd powietrza. Wyszedłem ze
statku i ruszyłem po jego zewnętrznej powłoce. Trzymały mnie na niej magnetyczne
podeszwy moich butów.
Nie był to mój pierwszy spacer. Zawsze jednak uczestniczyłem w czymś takim jako
pasażer. Miałem teraz tyle oleju w głowie, by patrzeć na statek, a nie na nieskończoną
pustkę, w którą leciał. Przypiąłem pudło do uprzęży skafandra za pomocą linki. Latało
teraz luzem, ciągnąc mnie za sobą, za słabo jednak, by oderwać nas od statku.
Bałem się, że stracę przyczepność i dlatego nie szedłem normalnie, lecz powłóczyłem
nogami. Powoli oddalałem się od wyjścia.
Pomyślałem, że już za chwilę będę miał na karku kogoś z załogi i szaleństwo mojego
planu uderzyło mnie z całą wyrazistością. Senna aura, która otaczała mnie od momentu,
gdy to dziwne stworzenie wtłoczyło w moją głowę swą pierwszą myśl, teraz rozwiała
się.
Jeśli wszystko to nie było jedynie moim urojeniem, ten dziwny stwór kontaktował
się ze mną telepatycznie, wysyłając mi rozmaite rozkazy i podpowiedzi. Takie zdolności
nie powinny śmieszyć nikogo. Mówiono, że istnieją, ale występują bardzo rzadko
i niespodziewanie. Nigdy wcześniej się z nimi nie spotkałem i nie przypuszczałem,
żebym miał jakiś  ukryty talent .
 Rusz się!  Zabrzmiało to równie ostro, jak pierwsza komenda, którą mi wydał.
 W stronę dziobu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl