Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
warząchew, jakby chciała nią komuś pogrozić. Taki był tajemniczy. Słowa z nikim nie zamienił. Mówię wam, chłopcy, mnie się on nie podobał. Mnie także wtrącił Mandżaro. To typowy okaz przestępcy. Trociowa z obrzydzeniem zerknęła w stronę schodów. yle mu z oczu patrzyło. Zniżyła głos do świszczącego szeptu: Mówię wam, on na pewno miał coś wspólnego z tymi duchami na zamku pogroziła warząchwią, jakby w ten sposób chciała potępić wszystkie ciemne siły, zamruczała jakieś przekleństwo i wycofała się do kuchni. Chłopcy jak na komendę parsknęli śmiechem. Zradiofonizowane duchy z wyższym wykształceniem rzekł Paragon, mrużąc porozumiewawczo oko. Mandżaro tracił go łokciem. Te, jeżeli Marsjanin był wieczorem na zamku, to on... to on może ma coś wspólnego ze skarbami. Dobrześ to wykombinował. Mnie się zdaje, że on ukrył się w zamku. I poszukuje skarbów wyrwał się Perełka. Paragon uśmiechnął się do najmniejszego detektywa. Brawo! Inspektor Perełka robi wielkie postępy. Ja też tak myślę, że on poszukuje w podziemiach jakichś skarbów. Mandżaro zamyślił się. To przecież nie wiadomo. Skąd wiesz, że ukrywa się w podziemiach zamku? Widziałem na własne oczy, jak zszedł do piwnic. To znaczy, że tam musi być jakieś zejście. Legalnie. A co zrobił z czarną walizą? Przecież jej nie miał przy sobie. Po walizę mógł wrócić w nocy. A co w niej było? Paragon wzruszył ramionami. Ba, gdybym ja wiedział... Mandżaro uniósł dłoń do czoła. Tak, to ciekawe... Słuchajcie, może on był w zmowie z tym malarzem? Możliwe wyszeptał Paragon ale to wszystko mgliste domysły. Trzeba koniecznie sprawdzić. O, właśnie podjął gorliwie Mandżaro mamy nową zagadkę. Wyjął swój nierozłączny notes i szybko zapisał: Sprawa numer dwa Marsjanin. Będą jednak pewne trudności zauważył rozsądnie Paragon. Dzisiaj nie wolno nam oddalać się od leśniczówki. Legalnie stęknął Perełka. Mandżaro pokiwał głową. Wy zawsze wyszukujecie trudności. Czy nie przypominacie sobie, że Sherlock Holmes, zanim przystąpił do akcji, zamykał się u siebie na górze, grał na skrzypcach, palił fajkę, pił herbatę za herbatą i myślał. Nic straconego, będziemy mieli czas do namysłu. W tym momencie zatrzeszczały schody, a na górze ukazały się wysokie buty komendanta posterunku. Chłopcy rozstąpili się z respektem. Sierżant nie przypuszczał nawet, że przechodzi obok młodych detektywów, którzy w przyszłości jeszcze dobrze namącą mu wody. Tymczasem, nie zwracając na nich uwagi, rzekł do pani Lichoniowej: Jeżeli jest samochód, to mam nadzieję, że właściciel też się znajdzie. To jakiś dziwak albo pomylony. Gospodyni westchnęła: Dałby Bóg, żeby to się dobrze skończyło. Zapłacił pani za cały miesiąc? Tak. To czego pani się martwi? Dziwna sprawa, panie komendancie, a ja lubię przede wszystkim ład i porządek. Niech pani będzie spokojna, a jakby ktoś pytał się o niego, to niech mnie pani zawiadomi. Uniósł dłoń do daszka i oddalił się wolnym, kołyszącym się krokiem. Przechodząc obok przedpotopowego wehikułu, spojrzał nań z odrazą i pogardą. Mandżaro zamienił z chłopcami porozumiewawcze spojrzenie. Dobra jest szepnął on nie ma ochoty zajmować się tą sprawą. 2 Jakoś nam obleciało szepnął Perełka, pałaszując z apetytem kaszę mannę obficie okraszoną masłem. Dzięki szanownemu Marsjaninowi burza przeszła bokiem i zapowiada się miejscowe rozpogodzenie dorzucił Paragon. Mandżaro siedział zamyślony. Widać było, że przejął się rolą Sherlocka Holmesa. Myślał tak intensywnie, że gdy Paragon spojrzał na swego szefa, zdało mu się, że w jego głowie trzeszczą komórki mózgowe, a myśli promieniują jak ciało radioaktywne. A jednak śniadanie nie przeszło tak gładko, jak się spodziewali. Pani Lichoniowa postawiła na stole dzbanek z kawą, zatrzymała się i powiodła po chłopcach urażonym spojrzeniem. Macie dobre apetyty, łapserdaki. Właściwie nie powinnam wam dać śniadania. %7łebyście wiedzieli, co ja przeżyłam. Chłopcy opuścili głowy i utkwili wzrok w nylonowym obrusie. Paragon próbował ratować sytuację. Taka wdechowa ta kaszka, pro... pani, że grzechem byłoby jej nie zjeść. Takiej kaszki nawet w Bristolu się nie dostanie. Tym razem gospodyni nie zwróciła uwagi na komplementy chłopca. Co ja się strachu przez was najadłam. Już chciałam iść na milicję. Jak można tak pózno włóczyć się po nocy? Nie mieliśmy, ciociu, zegarka wtrącił niefortunnie Perełka. To jeszcze bardziej rozsierdziło łagodną panią Lichoniową. Uderzyła pięścią w stół, aż kubki podskoczyły i zabrzęczały łyżeczki. Waszym psim obowiązkiem jest przyjść na kolację, a potem jazda spać! W tym miejscu głos jej się załamał, przeszedł w łagodną skargę: Pomyślcie, co by to było, gdybyście byli blisko zamku. Tam straszy, a wy... Przeżegnała się szybko. W imię Ojca i Syna, nie mogę nawet wyobrazić sobie! Paragon kopnął pod stołem Perełkę. Ten zamrugał tylko rudawymi rzęsami i zrobił taką niewinną minę, jakby w tej chwili spadł z nieba. Paragonem wstrząsnął wewnętrzny śmiech. Zdławił go jednak szybko i odezwał się pokornym głosem: Niech mi włosy na podniebieniu wyrosną, jeśli to się jeszcze powtórzy. Gospodyni zwróciła ku niemu pełne wzruszenia oczy. Ty, Paragon, jesteś z nich najrozsądniejszy. Powinieneś ich pilnować. Paragon podniósł szelmowsko głowę. Zrobione, pro... pani. Teraz będą chodzić jak w przedszkolu, za rączkę i posłał Perełce porozumiewawcze mrugnięcie. Pani Lichoniowa ze zrozumieniem pokiwała głową. Pamiętajcie, żeby mi to było ostatni raz, bo was odeślę do Warszawy. Jak w przedszkolu, pro... pani powtórzył Paragon. No, chciałabym wiedzieć zabrała pustą wazę po mannie, drobnymi kroczkami poszybowała w stronę kuchni. W drzwiach odwróciła się jeszcze. Taki prezent dostałam od was na imieniny. Wstyd! Gdy znikła w kuchni, chłopcy odetchnęli z ulgą. Niż baryczny ustępuje powiedział Paragon. Zanosi się na rozpogodzenie. Naraz zwrócił się do Perełki: Te, Boguś, kiedy twojej cioci imieniny? Jutro. Oczywiście, piętnasty sierpnia, Marii. Czegoś nam nie przypomniał? A co chcesz zrobić? spytał wyrwany z zamyślenia Mandżaro. Jak to: co? Trzeba po warszawsku, z honorem, jakiś prezent zorganizować. Nie mamy forsy. Jesteśmy, że tak powiem, na gościnnym garnuszku, to należy ruszyć elektronowym móżdżkiem. Nie bójcie się, Paragon coś wykombinuje. Może byśmy przynieśli kwiaty? zaproponował Perełka. Gdzie masz, bracie, kwiaty? skrzywił się Mandżaro. Na plebani!. Paragon cmoknął zniecierpliwiony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|