image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ale nie będzie pani żyć wiecznie, siostro Bailey  odrzekł Odyn. Niepo-
jęta gruboskórność tej uwagi nieodmiennie wprawiała siostrę w niemałe zakłopo-
tanie.
 Prawda, lecz nikt z nas nie będzie żyć wiecznie, panie Odwiń  odpowie-
działa taktownie, kiedy razem z drugą pielęgniarką uporały się już z niełatwym
zadaniem umieszczenia pana Odwiną z powrotem w łóżku bez nadwerężania jego
godności osobistej.
 Jest pani Irlandką, prawda, siostro Bailey?  zagadnął, kiedy już usadowił
się na dobre.
 W rzeczy samej, panie Odwiń.
 Znałem kiedyś jednego Irlandczyka. Finn jakiś tam. Opowiedział mi o wie-
lu sprawach, o których wcale nie życzyłem sobie wiedzieć. Ale nawet nie napo-
49
mknął o lnianej pościeli. Teraz sam już wiem.
Na to wspomnienie pokiwał niezgrabnie głową, po czym przejechał delikatnie
grzbietem pomarszczonej dłoni po podwiniętym lnianym prześcieradle. Zwyczaj-
nie i po prostu był zakochany w lnianej pościeli. Czyściutkie, lekko nakrochma-
lone, białe irlandzkie płótno, wymaglowane, naciągnięte i podwinięte  te słowa
brzmiały dlań jak litania żądz. Przez całe stulecia nic nie zdołało go opętać czy
poruszyć tak, jak płócienna pościel. Za nic nie mógł pojąć, jak to możliwe, że
kiedyś obchodziło go cokolwiek innego.
Pościel.
I sen. Sen i pościel. Sen w pościeli. Sen.
Siostra Bailey traktowała go ze swego rodzaju władczą troskliwością. Nie mia-
ła pojęcia, że jest bogiem; prawdę mówiąc myślała, że jest starym producentem
filmowym lub nazistowskim zbrodniarzem wojennym. Z całą pewnością miał le-
ciutki cudzoziemski akcent, którego nie potrafiła rozpoznać, a jego niedbała ogła-
da, naturalny egoizm i obsesja na tle higieny osobistej przemawiały za tym, że
jego przeszłość obfitowała w potworności.
Gdyby dało się jakimś sposobem przenieść siostrę Bailey w miejsce, gdzie
mogłaby ujrzeć swego tajemniczego podopiecznego na tronie  Odyna, wojow-
niczego ojca wojowniczych bogów Asgardu, nie byłaby zaskoczona. Chociaż. . .
Właściwie nie. Byłaby przerażona do utraty zmysłów. Ale przynajmniej przeko-
nałaby się, że zgadza się to mniej więcej z cechami, jakie mu przypisywała 
wtedy, rzecz jasna, kiedy już przyszłaby do siebie po szoku wywołanym odkry-
ciem, że dosłownie wszystko, w co na przestrzeni wieków ludzkość zechciała
uwierzyć, jest prawdą. I że nie przestawało być prawdą jeszcze długo po tym, jak
ludzkość przestała tej prawdy potrzebować.
Odyn odprawił gestem swe opiekunki medyczne, poprosiwszy wpierw, by
jeszcze raz odszukano i przysłano tu jego osobistego sekretarza.
Siostra Bailey leciutko zasznurowała wargi. Nie podobał jej się osobisty se-
kretarz pana Odwiną, totumfacki do wszystkiego, służący czy jak go tam zwał.
W jego oczach czaiła się ukryta wrogość, potrafił niezle ją nastraszyć; poza tym
żywiła mocne podejrzenia, iż podczas przerw śniadaniowych czyni jej pielęgniar-
kom jakieś niewypowiedzianie ohydne propozycje.
Jego cerę cechował kolor, który  jak mniemała siostra Bailey  zwykle zwą
oliwkowym, gdyż miał odcień niezwykle zbliżony do zieleni. Siostra Bailey była
zdania, że to mocno nie w porządku.
Była oczywiście ostatnią osobą, która oceniałaby kogokolwiek po kolorze skó-
ry  a przynajmniej była do wczorajszego popołudnia, kiedy to do szpitala przy-
wieziono afrykańskiego dyplomatę z kamieniami żółciowymi do usunięcia, a ona
uczuła doń natychmiastową niechęć. Nie podobał się jej. Nie potrafiła sprecy-
zować, co konkretnie jej się nie podoba, ponieważ była pielęgniarką, a nie tak-
sówkarzem i ani przez chwilę nie wolno jej było ujawnić osobistych uczuć. Zbyt
50
wielką była profesjonalistką, zbyt dobrze znała się na swojej pracy, traktowała
więc z taką samą mniej więcej kompetentną i radosną uprzejmością wszystkich,
nawet  myślała sobie, a myśli tej towarzyszył niezwykły wprost chłód  nawet
pana Raga.
Pan Rag  tak właśnie zwał się osobisty sekretarz pana Odwiną. W tej spra-
wie nic nie mogła zrobić. Nie do niej należało krytykować osobiste zarządzenia
pana Odwiną. Ale jeśliby to od niej zależało  choć oczywiście nie zależy 
wtedy zdecydowanie wolałaby  rzecz jasna, nie ze względu na siebie, tylko na
dobro pana Odwiną, które liczy się tu najbardziej  żeby zatrudnił jednak kogoś,
kto nie doprowadzałby jej do szewskiej pasji i już.
Więcej o tym nie rozmyślała, tylko poszła go szukać. Rano, po przyjściu do
pracy, odkryła z wielką ulgą, że poprzedniego wieczoru pan Rag opuścił teren
szpitala, ale godzinę czy dwie pózniej ku swemu rozczarowaniu dostrzegła go
wracającego.
Znalazła pana Raga dokładnie tam, gdzie nie powinno go być. Przycupnął na
jednym z foteli w poczekalni dla odwiedzających, przyodziany w coś, co wy-
glądało jak potwornie wypaćkany i wymiętoszony lekarski kitel, o wiele nań za
duży. Mało tego: pan Rag popiskiwał cicho i niemelodyjnie na fujarce, najwy-
razniej sporządzonej z wielkiej plastikowej strzykawki, której absolutnie nie miał
prawa mieć.
Pan Rag obrzucił siostrę Bailey szybkim spojrzeniem swych rozbieganych
oczu, uśmiechnął się szeroko, po czym jął piszczeć znowu, tyle że o wiele gło-
śniej.
Przez głowę siostry Bailey przesunęło się wszystko, czego nie było sensu mó-
wić mu na temat kitla i strzykawki oraz tego, że straszy  czy też ma zamiar
straszyć  odwiedzających. Wiedziała, że nie zdoła znieść pozy urażonej nie-
winności, jaką tamten niechybnie przybierze, ani steku bezsensownych głupstw,
jakie wypowie. Jedyne, co mogła zrobić, to puścić wszystko płazem i pozbyć się
go stąd jak najprędzej.
 Pan Odwiń chciałby się z panem widzieć  powiedziała. Próbowała za-
wrzeć w tonie głosu nieco swej zwykłej śpiewnej uprzejmości, ale to jej się nie
udało. Wołałaby, żeby przestał tak strzelać oczyma na wszystkie strony. Było to
irytujące zarówno z medycznego, jak i z estetycznego punktu widzenia, a poza
tym nie potrafiła się oprzeć nieprzyjemnemu odczuciu, że w pomieszczeniu znaj-
duje się przynajmniej trzydzieści siedem rzeczy bardziej od niej zajmujących.
Przez następnych kilka sekund pan Rag gapił się na nią w bardzo krępujący
sposób, mamrocząc przy tym, że zli nie mają na tym świecie chwili spokoju 
nawet ci najgorsi, po czym przecisnął się obok siostry Bailey i popędził w popło-
chu, żeby odebrać instrukcje od swego pana i władcy, szybciutko, zanim jego pan
i władca zdąży zasnąć.
Rozdział ósmy
Z końcem poranka Kate na własne żądanie wypisała się ze szpitala. Początko-
wo napotkała przy tym niejakie trudności, ponieważ najpierw dyżurna pielęgniar-
ka, a potem lekarz twierdzili nieugięcie, że w tym stanie nie mogą puścić jej do
domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl