Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Luke poczuł chwilowy przypływ nadziei, kiedy pomyślał, że mógłby żywić się orzechami i leśnymi owocami i ukrywać wśród drzew, kiedy ktoś przyjdzie go szukać. Ale to był dziecinny plan, który natychmiast odrzucił - gdyby został w lesie, głodowałby albo zostałby złapany. Rozejrzał się jeszcze raz, tym razem z żalem, ponieważ drzewa sprawiały wrażenie bardziej przyjaznych niż którykolwiek z chłopców czy nauczycieli w szkole. Luke był wiejskim dzieckiem i spędzał większość czasu na dworze, dopóki nie wycięto lasu za jego domem. Samo przebywanie na świeżym powietrzu sprawiało mu przyjemność, a niezależnie od tego, ile ryzykował przychodząc tutaj, czuł się cudownie, sam, nieobserwowany i niezgniatany w tłumie na każdym kroku. Pogrzebał w ziemi czubeczkiem eleganckiego notablowego buta i wstał. Sam nie zauważył, kiedy podjął decyzję: musiał wrócić do szkoły. Był to winien swojej rodzinie, tacie Jen, a może nawet samej Jen. Jednakże nic nie mogło go powstrzymać przed ponownym wyjściem do lasu. ROZDZIAA DZIESITY Luke odwlekał powrót do szkoły tak długo, jak to było możliwe, ignorując narastające burczenie w brzuchu. Promienie słońca padały pod coraz niższym kątem, ale pocieszał się, że przecież jeszcze jest dzień, po prostu w głębi lasu ma się wrażenie, że szybciej nadchodzi wieczór. W końcu nie mógł dłużej ignorować rzeczywistości: zaczynało się zmierzchać, a nawet jeśli do tej pory nikt nie zauważył jego nieobecności, zauważą ją na pewno, kiedy przyjdzie pora kłaść się spać. Szakal na pewno nie byłby zadowolony, gdyby Luke nie pojawił się i nie pozwolił sobie dokuczać. O dziwo, ta myśl niemalże poprawiła mu nastrój. Luke nie zatrzymał się, żeby to przemyśleć, ale wyszedł na skraj lasu, rozejrzał się uważnie i ruszył biegiem przez trawnik. W połowie drogi do szkoły naszła go straszliwa myśl: a jeśli drzwi będą zamknięte na klucz? Kilka kroków dalej był już dostatecznie blisko, żeby stwierdzić, że drzwi nie były już otwarte ani nawet uchylone. Luke popędził jeszcze szybciej przez trawnik, zupełnie jakby chciał prześcignąć ogarniającą go panikę. Serce waliło mu nie tylko od szybkiego biegu - był niesamowicie głupi, że w ogóle wyszedł przez te drzwi. A skoro już musiał wyjść, to dlaczego od razu nie wrócił, dlaczego zaryzykował wszystko za jeden dzień w lesie? Wiedział dobrze dlaczego. W końcu znalazł się dostatecznie blisko, żeby dotknąć gałki drzwi - sięgnął do niej drżącą dłonią, przygotowany na najgorsze. Spokojnie, tylko spokojnie - powiedział sobie. - Jeśli będą zamknięte, może uda się znalezć inne drzwi. Może uda się wślizgnąć do środka tak, żeby nikt nie zauważył, może... - Luke nie bardzo wierzył w te wszystkie może . Bez większej nadziei przekręcił gałkę. Obróciła się bez oporu. Luke, ledwie wierząc swojemu szczęściu, pociągnął drzwi do siebie, uchylając je odrobinę. Nie zobaczył nikogo, więc wsunął się do środka i pozwolił, żeby drzwi zamknęły się za nim same. W tym końcu korytarza panowała ciemność, a Luke był za to wdzięczny losowi. Przekradał się na palcach koło pustych sal lekcyjnych, kiedy usłyszał krzyk. - Ej! Co ty tu robisz? To był jeden z dyżurnych. - Ja... ja się zgubiłem - odparł Luke, nie jąkając się bardziej, niż wymagały tego okoliczności. Jego wymówka była całkowicie prawdopodobna, przecież do tej pory zdążył już zgubić się w szkole z milion razy. Nie wiedział jednak, co go ominęło - kolacja? Wieczorna pogadanka? Gaszenie świateł? Dyżurny przyjrzał mu się podejrzliwie. - W tym skrzydle nie powinno być o tej porze nikogo - powiedział. - Dlaczego wyszedłeś z jadalni? Luke poczuł nagły przypływ natchnienia. - Zemdliło mnie - wyjaśnił. - Wybiegłem, żeby znalezć łazienkę, a potem się zgubiłem, wracając. Dyżurny nie sprawiał wrażenia przekonanego. - Aazienka jest naprzeciwko jadalni - powiedział. - Ja... ja nie zauważyłem. Jestem tu nowy. Mdliło mnie. - Luke starał się wyglądać na dostatecznie otumanionego chorobą, żeby popełnić taką głupią pomyłkę. Dyżurny cofnął się o krok, jakby nie chciał się czymś od niego zarazić. - No dobra - ustąpił. - Wracaj jak najszybciej. Luke z ulgą odwrócił się, żeby ruszyć w swoją stronę, ale zaraz stanął w miejscu. Zaledwie dzień wcześniej posłuchałby bez namysłu, ale teraz miał sekret, którego musiał strzec. Teraz musiał być przebiegły. Spojrzał ponownie na dyżurnego. - Ale mówiłem, że nie wiem, jak tam dojść... - Na miłość boską, dlaczego ja muszę niańczyć takie boboki?! - Chłopak złapał Luke a za rękę i szarpnął nim w prawo. - Tędy. Skręć w lewo w pierwszy korytarz, a potem jeszcze raz w lewo i w prawo. Znikaj stąd! W głosie dyżurnego brzmiał cień paniki - dzień wcześniej Luke nie zauważyłby tego, ale teraz musiał być spostrzegawczy. To ma związek z tamtymi drzwiami - pomyślał Luke. - Dlaczego dyżurny tak bardzo chce, żebym trzymał się od nich z daleka? Nadal zastanawiając się nad tym pytaniem, Luke dotarł do drzwi jadalni, które stanęły otworem, a z wnętrza wysypała się gromada chłopców. Miał idealne wyczucie czasu, znalazł się na miejscu akurat wtedy, kiedy wszyscy szli na wieczorną pogadankę. Udało mu się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|