Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na co czekasz? - Ed był wyraznie rozgorączkowany. - Przecież masz wszystkie materiały. - Najpierw chciałbym mieć za sobą rozwód. No, a potem zostaje przygotowanie konspektu, selekcja i sensowny podział na rozdziały. To sporo pracy. - Co do rozwodu - powiedziała Janet - musimy się zastanowić nad żądaniami Grace. Wynajęła doświadczonego adwokata. Tobie też jest ktoś taki potrzebny. Mogę ci zaproponować swoje usługi. Oczywiście, jeśli chcesz. - Ale ja nie chcę się targować. - Nie chodzi tylko o pieniądze. To także sprawa twojego dobrego imienia, twojej reputacji i wiary w siebie. Ed poszedł się zdrzemnąć, a Jack i Janet usiedli przy biurku w gabinecie. - Czy ty w ogóle przeczytałeś ten list od adwokata z Kalifornii? - Niedokładnie. Od początku byłem zdecydowany na ustępstwa. - Ona cię oskarża o maltretowanie. Czy to prawda, Jack? - Chyba tak. Janet znów uciekła spojrzeniem i znów utkwiła wzrok w suficie. Przyznając się, nawet się nie zaczerwienił i pomyślała, że nie ma wstydu. - Jak można bić człowieka chorego psychicznie? - Nie wiesz, jak się czułem, kiedy zapadała się w sobie, uciekała, a ja nic nie mogłem zrobić. Próbowałem wszystkiego, potrząsałem nią, nic to nie pomagało, coraz bardziej się ode mnie oddalała. Nie miałem pojęcia, że jest chora. Dopiero pózniej dowiedziałem się od lekarza, że cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną i że to choroba. I że depresje pojawiają się i odchodzą. Ulżyło mi, nie była to więc moja wina. Lekarz ciągle to powtarzał. Nie ponosi pan żadnej winy... Nie było też żadnej mojej zasługi w tym, że miała lepsze okresy, była radosna i pełna energii. Wszystko odbywało się niejako automatycznie. Tabletki przypuszczalnie łagodziły ekstremalne skoki nastroju. Ale ja już nie miałem siły, uciekałem... Janet milczała. Jack wstał i krążył po pokoju. - Chyba rozumiesz, że ją kochałem. Miała w sobie tyle życia. - Nie lubię słowa kochać", jest dość mętne. Może kochałeś ją dlatego, że miałeś nad nią władzę. Nie odpowiedział. Janet patrzyła w sufit. - Przyznajesz, że potrząsałeś nią, żeby wróciła do rzeczywistości - powiedziała po chwili. - Ale nie biłeś jej? - Nie pamiętam. - Dobrze, będziemy się tego trzymać. Byłeś zrozpaczony i żywiłeś dziecięcą wiarę, że potrząsając nią, pomożesz jej wrócić do normalnego życia. Janet napisała opasły list do adwokata z San Francisco. Wytargowała niższe świadczenia alimentacyjne, ale i tak Jacka kosztowało to bardzo dużo. Uzyskał prawo do widywania się z dziećmi. Janet uważała, że to ważne, ale Jack stwierdził, że z tego nie skorzysta. Rozwód był zwykłą formalnością. 32 WIOSNA NIE POJAWIAA SI tak jak zwykle, czyli nieśmiało, z wahaniem, krok po kroku. Przyszła jak fala powodziowa. Dniem i nocą padał deszcz, jakby w niebie otwarły się śluzy. Po szarym śniegu nie zostało śladu, drogi, łąki i leśne ścieżki zniknęły pod błotnistą wodą. W telewizji podnieceni reporterzy trajkotali o klęsce żywiołowej. Vanern wystąpiło z brzegów, w miastach portowych nabrzeżom i bulwarom groziło zalanie. * Katarina i Elisabeth przyjęły to spokojnie, siedziały przed kominkiem i słuchały zacinającego o szyby deszczu. Od czasu do czasu zaglądał do nich Viktor Emanuel, wypijał piwo i cieszył się taką pogodą. - Katastrofy zawsze mnie pociągały - powiedział któregoś dnia. Katarina przyznała, że ją też. Elisabeth tylko prychnęła. Ingrid przyniosła nasiona, które zamówiły w Anglii. - Nasze ogrody szlag trafił. Musimy wysiewać do doniczek. Lało przez sześć dni i sześć nocy. Siódmego dnia nad lasem wstało żółte okrągłe słońce. Podziwiały ten cud z kuchni. - Jest jak w Pierwszej Księdze Mojżeszowej, no wiesz, siódmego dnia... Ale Katarina dawno temu zapomniała, co się stało siódmego dnia. - Czy to wtedy Bóg zrobił sklepienie i oddzielił wodę od lądu? - Nie, chyba nie. Sprawdzę. Wróciła ze Starym Testamentem i z szerokim uśmiechem na ustach. - Siódmego dnia odpoczywał. Kilka godzin pózniej nad polami unosiła się para. Nie minął tydzień, kiedy zakwitły podbiały i przylaszczki. Wiosna maszerowała pewnym, szybkim krokiem. - To podejrzane - powiedziała Ingrid, zajrzawszy do nich. -Będzie jeszcze nawrót zimy. Ale nawrotu nie było, przygrzewało słońce, parowała ziemia. - Rozplanowane na medal - powiedział Viktor Emanuel zza płotu. - Za kilka dni ziemia odmarznie. Elisabeth tak się ucieszyła, że zrobiła pyszną zapiekankę rybną i zaprosiła malarza na kolację. Długo siedzieli przy kuchennym stole w niebieskim świetle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|