Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdy usłyszał, \e nadchodzi ktoś jeszcze. Le\ał bez ruchu, gdy z mroków wyłonili się Conan i Raihna. Kobieta ubrała się w krótkie spodnie przypominające marynarskie szorty, dzięki czemu jej wspaniałe nogi były w połowie obna\one. Cymmerianin był nagi od pasa w górę. Bora zauwa\ył, \e Illyana miała łzy w oczach. Głos jej dr\ał, gdy chwyciła jedną ręką Conana, a drugą Raihnę. Czy nic nie da się zrobić z tym kapitanem Shamilem? Pilnujmy się i miejmy nadzieję, \e demony pojawią się wkrótce i zajmą go na dobre rzekł Conan. Coś więcej byłoby buntem. Będzie zle, jeśli to uczynimy, a dwakroć gorzej, jeśli zrobi to Khezal. Rozdzielić ludzi to to samo, co oddać się w ręce pana demonów, który powywiesza nas wszystkich lub wbije na pal! Za du\o słuchasz ludzi skrępowanych prawem, takich jak Khadjar, a za mało& Dość! Jedno słowo Conana uciszyło Illyanę. Po chwili skinęła głową. Wybacz. Ja& czy ty nigdy nie czujesz się bezradny w obliczu niebezpieczeństwa? Częściej ni\ ty, droga pani, i zało\ę się \e bardziej ni\ ty. Jednak bunt to bunt. Zgoda. Teraz, jeśli mogę ju\ udać się na swoje posłanie& Nie do namiotu? zapytała Raihna. Raczej nie. Tej nocy namiot jest bardziej pułapką ni\ schronieniem. Przeka\ę to wszystkim, którzy mnie posłuchają dodał Conan. Rozmowa zeszła na sprawy, które nie interesowały Bory tak bardzo. Pozostając na czworakach, przeszedł przez strumień, po czym poczłapał z powrotem do obozu wieśniaków. Bora dowodził jedynie ludzmi z Karmazynowych yródeł, a Gelek z Sześciu Drzew zajął się wystawianiem wart i innymi potrzebnymi rzeczami. Z czystym sumieniem, choć zaniepokojony, Bora owinął się kocami i znalazł sobie wygodny głaz. Jednak nie mógł zasnąć, a\ sobie czegoś uroczyście nie przyrzekł. Je\eli przez głupotę Shamila zginą jego ludzie, a bogowie oszczędzą kapitana, Bora ich wyręczy. Oczywiście, jeśli nie dopadnie go przedtem Cymmerianin. XVII Conan spał niewiele i niezbyt dobrze. W końcu zajął się sprawdzaniem nocnych wart. Trochę zaskoczony, ale bardzo uradowany stwierdził, \e ludzie są w pełnej gotowości. Być mo\e dyscyplina Khezala odnosiła lepszy skutek ni\ lekcewa\ący stosunek do \ołnierzy kapitana Shamila. A mo\e duchy towarzyszy broni, którzy zginęli na posterunkach szeptały wartownikom do uszu, nie pozwalając im osłabiać czujności? Pod koniec inspekcji Conan spotkał Khezala, który robił to samo, co Cymmerianin. Młody oficer roześmiał się, ale widać było, \e jest niespokojny; ostrze\enie Illyany dzwięczało echem w umysłach obu \ołnierzy. Nawet bez niego, Conan wyczuwał na sobie spojrzenie niewidzialnych Strona 72 Green Roland - Conan mę\ny oczu ukrytych gdzieś głęboko pośród wzgórz. Trzymajmy się razem, kapitanie odezwał się Conan. Jeśli będziesz sprawdzał ludzi razem ze mną, nikt nie zwątpi w twój autorytet. Z wyjątkiem Shamila. On wątpiłby nawet w fakt istnienia ró\nicy między mę\czyzną i kobietą! Zało\ę się, \e twoja przyjaciółka Dessa nauczyła go czegoś w tej kwestii! Ona nie jest moją przyjaciółką. Nigdy nie widziałem kobiety, która spoglądałaby na swego nieprzyjaciela tak jak ona na& Kapitanie! doszedł ich szept zza skraju obozowiska. Dostrzegliśmy jakiś ruch na szczycie tego wzgórza. Conan zobaczył, jak \ołnierz wskazuje coś czubkiem ostrza wyciągniętego miecza. Odszedł parę kroków od ogniska i wbił wzrok w ciemności, a\ je pokonał. Na niebie nie było księ\yca, ale rozświetlały je niezliczone gwiazdy. Istotnie, na szczycie wzgórza na południe od obozu coś przesłaniało gwiazdy jakieś poruszające się postacie. Cymmerianin wyciągnął miecz. Khezal próbował go zatrzymać. Conanie, mo\emy cię potrzebować& To prawda. Potrzebujecie mnie, \ebym zbadał to wzgórze. Nie spłodzono jeszcze demona, który by pokonał Cymmerianina. Albo prześcignął go, jeśli ju\ dojdzie do tego. Nie dał im szansy na dyskusję, po prostu zniknął w ciemnościach. Eremius usiadł na głazie ze skrzy\owanymi nogami. Za pomocą zaklęcia odsłaniającego mógł dostrzec Przemienieńców, przyczajonych i gotowych opaść na \ołnierzy niczym jastrzębie na przepiórki. Widział te\ samotnego mę\czyznę wspinającego się po wzgórzu prosto na Przemienieńców, jak gdyby spieszno mu było, by zakończyć \ywot. Eremius nie zamierzał robić nic, by mu w tym przeszkodzić. Spoglądając w kierunku wylotu doliny, szukał znaków obecności ludzi, których tam wysłał. Ale nie widział nic. Czy zgubili drogę, zapędzili się za daleko, a mo\e po prostu znalezli kryjówki, by się przyczaić i czekać na atak Przemienieńców? Nie wyrządzi to wielkiej szkody, jeśli nawet jego ludzie nie przeprowadzą jak nale\y ataku na wieśniaków w ka\dym razie nie zaszkodzi Eremiusowi. Jak to się skończy dla wieśniaków, to zupełnie inna sprawa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|