Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
które opanowaÅ‚y w tak wspaniaÅ‚ym stopniu technikÄ™ lotów kosmicznych, automa- tykÄ™ i z pewnoÅ›ciÄ… wiele innych dziedzin pozwalajÄ…cych zwyciężać czas i prze- strzeÅ„. Ted i Ewa milczeli, nie patrzyli na siebie, jakby zawstydzeni w obliczu tak wstrzÄ…sajÄ…cej tragedii. Mimo iż nie widzieli dotÄ…d tych istot, nie domyÅ›lali siÄ™ nawet ich wyglÄ…du, nie znali ich celów i nie wiedzieli, skÄ…d tu przybyÅ‚y od- czuwali współczucie, żal, smutek. Jakkolwiek bowiem oni wyglÄ…dali przybyli tu przecież, pÄ™dzeni takÄ… samÄ… chyba, jak ludzka, ciekawoÅ›ciÄ… otaczajÄ…cego ich Å›wiata. MyÅ›lisz. . . że wszyscy zginÄ™li? zapytaÅ‚ wreszcie Ted. Pewnie tak. A gdyby nawet część ich zostaÅ‚a w tej bazie, gdzie nie siÄ™- gnęła eksplozja, to przecież sam stwierdziÅ‚eÅ›, że katastrofa miaÅ‚a miejsce bardzo dawno. . . Nie wiadomo, co prawda, jak dÅ‚ugie jest i c h życie, ale. . . Tak. Ponadto wszystko wskazuje na to, że odlatywali; może na krótko, może mieli powrócić, może. . . I nie zostawili nawet żadnych pojazdów, żadnych Å›rodków transportu. Wszystko musiaÅ‚o być tu, na dole, gdy staÅ‚o siÄ™ to nieszczęście. Może wÅ‚aÅ›nie Å‚adowali rakietÄ™. . . Zaraz. Po co te domysÅ‚y. Chodzmy na górÄ™, może w bazie za tymi poza- mykanymi drzwiami czeka na nas rozwiÄ…zanie zagadki. ROZDZIAA SIÓDMY O DWÓCH CZARNYCH BRODACH, ZBYT NISKICH DRZWIACH I O PRZYGOTOWANIACH DO WYPRAWY NA FLOR Zajrzeli już do kilku pomieszczeÅ„, wyglÄ…dajÄ…cych na laboratoria naukowe. W trzecim z kolei pokoiku wszystkie Å›ciany naszpikowane byÅ‚y jakby cienkimi szpilkami. Ewa ujęła koniec jednej z nich szpilka okazaÅ‚a siÄ™ cieniutkim prÄ™- cikiem, tkwiÄ…cym w Å›cianie na gÅ‚Ä™bokość kilkunastu centymetrów. Po wyjÄ™ciu go pozostaÅ‚ maleÅ„ki otworek. Na Å›rodku tego samego pomieszczenia staÅ‚ jakiÅ› duży przyrzÄ…d przypominajÄ…cy pulpit poÅ‚Ä…czony w jednÄ… caÅ‚ość z ogromnym fotelem. W pulpicie obok kilku wystajÄ…cych szczegółów o niewiadomym przeznaczeniu widniaÅ‚ również rzÄ…d podobnych otworków, w które bez trudu można byÅ‚o wsu- nąć krystaliczne prÄ™ciki. Ewa po chwili wahania wsunęła jeden z nich w pierwszy z brzegu otwór w pulpicie. RozlegÅ‚ siÄ™ dzwiÄ™k doskonale sÅ‚yszalny nawet przez heÅ‚my skafandrów. Wysokie, Å›widrujÄ…ce tony uÅ‚ożone byÅ‚y w serie urywanych to znów przeciÄ…gÅ‚ych dzwiÄ™ków. BalansujÄ…c na granicy sÅ‚yszalnoÅ›ci ludzkiego ucha, cichÅ‚y czasem zupeÅ‚nie, uciekajÄ…c w zakres ultradzwiÄ™ków. Po chwili sÅ‚uchania można byÅ‚o zauważyć jakÄ…Å› prawidÅ‚owość, uporzÄ…dkowanie w ich nastÄ™powaniu jakby pewnÄ… reguÅ‚Ä™ kompozycji, której podlegajÄ…. Czy to ich mowa? spytaÅ‚ Ted, gdy dzwiÄ™ki ucichÅ‚y. Nie wiem. Ewa wyjęła z otworu prÄ™t i wÅ‚ożyÅ‚a inny. NastÄ…piÅ‚a istna ulewa tonów, tak bardzo odmiennych od poprzednich, że trud- no byÅ‚oby nawet je porównywać. Może to zapisy jakichÅ› danych pomiarowych. . . To mi bardzo przypomina sygnaÅ‚y telemetryczne z satelitarnych stacji automatycznych zastanawiaÅ‚ siÄ™ Ted. Czy nie przychodzi ci do gÅ‚owy, że to może być ich muzyka? Muzyka? Ted byÅ‚ wyraznie zaskoczony. Czy sÄ…dzisz, że nie mieli nic lepszego do roboty, jak sÅ‚uchać muzyki? SkÄ…d wiesz, jakÄ… rolÄ™ mogÅ‚a ona odgrywać w ich życiu? Na takim poziomie rozwoju. . . Och, Ted, jak wielu rzeczy nie rozumiesz zupeÅ‚nie! obruszyÅ‚a siÄ™ Ewa. A poza tym chwilami robisz wrażenie, jakbyÅ› zbyt dokÅ‚adnie znaÅ‚ te istoty. . . 52 Albo może porównujesz je zbyt dosÅ‚ownie do ludzi. . . Ale porównanie takie jest zupeÅ‚nie bÅ‚Ä™dne. . . Zapominasz, że ci wszyscy ludzie, których znamy nasi ro- dzice czy pozostali uczestnicy wyprawy sÄ… wyrwani ze swego normalnego Å›rodowiska, jakim jest caÅ‚a spoÅ‚eczność ludzka! Tamci też byli w podobnych warunkach, dlatego takie wÅ‚aÅ›nie porównanie jest najsÅ‚uszniejsze! upieraÅ‚ siÄ™ Ted. Nie wiem, może masz racjÄ™, ale wedÅ‚ug mnie wszystko zależy od poziomu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|