Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cjonowania w kompletnej ciemności. Nawet w ciemną noc do zamkniętych oczu dociera trochę światła z otoczenia. Ciemność i ruch były dezorientujące. I przerażające, przyznał przed sobą Bethelianin. - Przestań - powiedział Amos spokojnie, lecz stanow- czo. Simeon nie odpowiedział. - Powiedziałem, przestań. - Do jego głosu wkradła się nuta niepokoju. Może to wypadek. przeszło mu przez myśl powątpiewanie. Simeon zatrzymał windę. - Nieprzyjemne, prawda? - zapytał spokojnie. - Tak - przyznał Amos ponuro. - Czy mógłbyś zapalić światła? Proszę. - Channa nie może - zauważył Simeon. - Możliwe, że nigdy nie odzyska wzroku i będzie musiała otrzymać protezy oczu, jeden z tych wynalazków, który montują w twarzy. Tak, dla Channy świat już zawsze może wyglądać w ten sposób. - Co mam zrobić twoim zdaniem? - zapytał Amos. - Gdybym mógł, oddałbym jej własny wzrok. - To bezpieczna propozycja - zauważył Simeon pogar- dliwie. - Nie zaakceptowałaby takiej ofiary, nawet gdyby była potrzebna. - Więc czego chcesz ode mnie? - Teraz Amos już nie- mal krzyczał, mocno uderzając się rękami w boki. - Czegoś o wiele łatwiejszego. Obejmij ją. Po prostu wez ją w ramiona i przytul. Wy, delikatnicy, potrzebujecie tego. Ja nigdy tego nie doświadczyłem, więc nie mam za czym tęsknić. Amos zastanawiał się. Milczał. - Zastawiłbym swoją kapsułę, gdybym mógł pocieszyć ją fizycznie. Ale nie mogę. Mogę natomiast upewnić się, że dostanie to, czego potrzebuje, od jedynej osoby, od której to przyjmie. I pozwól, że powiem ci coś, zarozumialcze. Nie chciałbym stać się delikatnikiem, nawet po to, by pocieszyć Channę. W porównaniu z nami jesteście kalekami! Zdajesz sobie z tego sprawę? Posiadamy zmysły i umiejętności, których nie potraficie sobie nawet wyobrazić. Ale to prawda, na tej jednej płaszczyznie jestem o ciebie zazdrosny. Mimo to zaaran- żowałem... tak, w swojej szlachetności... zaaranżowałem wszy- stko tak, żebyś musiał zostać na tej stacji i kierować sprawami Bethelian, jak przystało na ich przywódcę. Dzięki temu bę- dziesz mógł również pocieszać kobietę, którą obaj kochamy. Powiem szczerze! Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, Amosie. - W głosie Simeona zabrzmiała nuta bezsilności. - Byłem z nią, odkąd została zabrana do szpitala. Nie opuściłem jej. Kiedy budzi się, życzę jej dobrego dnia i to mój głos słyszy wieczorem jako ostatni. Jestem tym, który bezpiecznie przepro- wadzają przez pokój. Jestem tym, który mówi jej, że to, czego szuka, znajduje się trochę na prawo. Jestem tym, który upewnia się, czy dostała posiłki. Znosiłem jej ataki złego humoru i litowania się nad sobą - i przemiawiałem do niej w momen- tach paniki. Jestem z nią przez cały czas. A jednak kiedy ty... nareszcie, muszę dodać... wszedłeś do pokoju, zareagowała, jakbym nigdy nie istniał. Widziałeś ją? Zajaśniała, jak gwiazda, która staje się nową. A ty bezwstydnie ją porzuciłeś! Simeon zapalił światła i Amos mrugał przez chwilę, zanim jego wzrok przyzwyczaił się do nowych warunków. Drzwi otworzyły się i Channa podniosła głowę, nie do- wierzając, że słyszy odgłos jego szybko zbliżających się kroków. - Och, Amosie! - Na wyczucie wyciągnęła ramiona w jego stronę. - Channo. - Amos ujął jej dłonie i pociągnął ją w swoje ra- miona. Tylko ja mogę to robić, pomyślał z poczuciem posia- dania i dumą, a także, pod wpływem tamtej chwili ciemności, ze smutkiem, że Simeon nigdy tego nie pozna. - Przepraszam. Wybacz mi - szeptał, gładząc jej włosy. Channa łkała i próbowała przepraszać, wpadając mu w sło- wa, lecz powstrzymał ją pocałunkiem. Simeon odprowadził ich wzrokiem do pokoju gościnnego, ale postanowił nie wchodzić tam za nimi. To będzie wystar- czająco trudne, pomyślał. Może z czasem pogodzę się z tym. Ale czyż nie rozegrałem wspaniałej partii? - Przyszedłem powiedzieć ci, że muszę zostać na stacji dłużej, niż myślałem - rzekł Amos. - Kiedy będę musiał wrócić na Bethel... - Zostajesz? - Radość na jej twarzy i w głosie upewniły Amosajak żaden z argumentów Simeona, że Channa rzeczy- wiście bardzo go kocha. - Zostaję... na razie - odpowiedział, pieszczotliwie wo- dząc palcem po jej pięknej twarzy. To też ja mogę robić, a on nie, pomyślał. - Na razie? - Nawrót jej głębokiego i szczerego strachu chwycił go za serce. - Muszę wrócić na Bethel - powiedział powoli. - Mam tam zobowiązania. - Ja mam je tutaj. Nie mogę zostawić Simeona ani Joat - stwierdziła Channa żałośnie. Amos wiedział, że miała na myśli także tę kwaterę, którą znała pomimo swej ślepoty, oraz tę stację, którą w głębi serca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|