Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ŝe traktuje go raczej jako własne schronienie na chwile takie jak ta. Pani McBride przyjęła czek z szerokim uśmiechem. - Cieszę się, Ŝe mogę pomóc - stwierdziła radośnie. Harriet nie wróciła tego wieczoru do Londynu. Zatrzymała się w hotelu w Birmingham. Odwiedziny u matki sprawiły, Ŝe nie chciała nocować w tym pobielanym grobowcu, jakim stał się ich dom. Wiązało się z nim tyle wspomnień, z którymi sobie w tym momencie nie radziła: ciągłe nauki matki, wieczne milczenie ojca... Całymi godzinami siedział pochylony nad gablotami z motylami, które kolekcjonował. - Tylko gromadzą kurz - utyskiwała wiecznie matka i groziła, Ŝe się ich pozbędzie, aŜ któregoś dnia ojciec się zdenerwował. - W dniu, w którym pozbędziesz się moich motyli, ja pozbędę się ciebie - oświadczył spokojnie i nigdy więcej nie było mowy na ten temat. Siedział nad swoimi motylami, przy lampie o zielonym kloszu, gdy dopadł go zawał. Nawet wówczas nie zrobił najmniejszego hałasu, tak Ŝe niczego nie zauwaŜyły, do tego stopnia przywykły do jego milczenia. Harriet płakała w nocy, lecz łzy nie spłukały z niej goryczy i zagubienia. Matka powiedziała: „Jesteś wolna, a tego najbardziej pragnęłam”. Więc dlaczego czuje się jak więzień w izolatce? 5 We wtorek rano była w sklepie. Rozmawiała akurat ze starym klientem, gdy przez okno zobaczyła, Ŝe przy krawęŜniku zatrzymuje się jasnoŜółte porsche i powoli wysiada z niego James Alexander, nachylając się na chwilę do okienka kierowcy. Dostrzegła jasną dłoń muskającą jego rękaw, ogniste włosy, lśniące oczy, i samochód z pi- skiem opon odjechał. Zaprowadziła klienta w głąb sklepu - nie chciała, Ŝeby James pomyślał, Ŝe go obserwuje, zwłaszcza Ŝe postanowiła w przyszłości odnosić się do Jamesa Alexandra z chłodną uprzejmością, nic ponadto. - Cześć, Bert! - zawołał James, widząc, z kim Harriet rozmawia. - Nadal rozsiewasz plotki? Harriet zagryzła usta, Ŝeby się nie roześmiać. Bert Kaye - Bertram dla starych klientek - uwielbiał plotki jak nikt inny. 21 - UwaŜaj, Jamie, staruszku! Nadal łamiesz serca? - Póki starczy mi sił... Bert zachichotał. - Widzę, widzę... Rina juŜ wróciła z ParyŜa? - Owszem, i nie moŜe się doczekać, kiedy powierzy czuprynę twoim dłoniom. - No to lecę do zakładu. Nie mogę przecieŜ stracić takiej klientki! - Popatrzył na Harriet. - W porządku, skarbie. Wiesz, czego chcę, prawda? - Twoje Ŝyczenie jest dla mnie rozkazem. - Powierzam przyszłość mojego salonu twoim nader zręcznym rękom. - Puścił oko do Jamesa. - Nigdy się nie pomyliła. Wszystkie salony, które dla mnie projektuje, to strzał w dziesiątkę. To moja maskotka. - Cmoknął Harriet w oba policzki, pomachał do Jamesa i wyszedł. Harriet z trudem powstrzymała się od śmiechu. - Nie wiedziałem, Ŝe go znasz - zdziwił się James. - To jeden z moich pierwszych klientów. A ty? - Och, to długa historia... Tylko mnie nie pytaj o szczegóły. Przyszedłem cię poinformować, Ŝe w ten weekend załatwiłem ci nowe zlecenie. Przyglądała mu się uwaŜnie. Nawet za milion lat go nie zrozumie. Dziś zachowuje się tak, jutro zupełnie inaczej... Widząc jej wahanie, uniósł brwi. - Wejdź do biura - zaproponowała. Evelyn akurat zaparzyła kawę. - Światło mojego Ŝycia! - zawołał James. - Mam za sobą cięŜki weekend. Nie dziwię się, pomyślała Harriet. Widziałam ją. Usiadła za biurkiem i dopiero wtedy zapytała: - Jakie zlecenie? - Zaprojektowanie wnętrza w Gloucestershire. Moi przyjaciele kupili nowy dom. Robotnicy kończą teraz najniezbędniejsze naprawy i przeróbki, ale za dziesięć dni skończą i dom będzie pusty i dziewiczy. Corinne, czyli Ŝona Charlesa Herveya, widziała dom, który zaprojektowałaś dla Shuny Meredith, i była zachwycona. Kiedy wymieniła twoje nazwisko, powiedziałem, Ŝe cię znam i tak się zaczęło. Wychwalałem cię pod niebiosa tak skutecznie, Ŝe kazano mi przywieźć cię do Gloucestershire, gdzie Herveyowie obecnie mieszkają, w najbliŜszy wolny weekend. Celem jest, ma się rozumieć, urządzenie ich nowego domu, Sheringham Court. Harriet, choć zaskoczona, nie zapomniała dobrych manier. - Dziękuję, Ŝe mnie poleciłeś. - Och, wystarczającą rekomendacją okazała się twoja praca. Corinne kupuje sukienki u Shuny Meredith, podobnie jak inna moja znajoma. Nietrudno się domyślić, o kogo chodzi, pomyślała złośliwie Harriet, pospiesznie kartkując notes. W sobotę wybierała się z Piersem do teatru i na kolację, ale moŜna to odwołać. Poza tym była wolna, a zawsze uwaŜała, Ŝe jeśli chodzi o interesy, trzeba kuć Ŝelazo póki gorące. Wszelkie podejrzenia co do motywów Jamesa Alexandra zatrzyma póki co dla siebie, ale będzie patrzeć mu na ręce. Zlecenie to zlecenie i juŜ. - Mam wolny ten weekend. - Tak? Ale ja nie. MoŜe następny? Skoro nie da się inaczej, pomyślała gniewnie. Czuła, jak poziom adrenaliny we krwi powoli opada.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|