Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uśmiechnął się do siebie. Zapadał zmierzch, najwyższa pora na herbatę. Drzwi do kuchni były zamknięte na klucz. Przez szpary nie wydobywał się ciepły aromat pieczonego ciasta. Ciemne okno, cisza. Spróbował od frontu - to samo. Ani śladu czyjejś bytności w gabinecie i bibliotece. Skręcił za narożnik domu i zajrzał przez tarasowe okno do ciemnego salonu z nie-ubraną choinką w kącie. Ani żywego ducha. Gdzie się podziała Louise? Czyżby gdzieś z nim pojechała? A gdyby nawet, to nic mu do tego. Skończył już tutaj, co miał do zrobienia, i może iść do domu. Za półtorej godziny Megan odwozi Jas. Ruszył przez park ścieżką prowadzącą do hangaru dla łodzi u stóp wzgórza. Mijając hangar, dostrzegł obluzowaną cegłę wystającą nieco ze ściany. Nie można jej tak zostawić, bo jeszcze ktoś gotów odkryć schowek. Wsunął cegłę głębiej, żeby nie rzucała się w oczy. Wskoczył do dinghy i miał ją już odwiązać od molo, kiedy zobaczył światło w balkonowym oknie hangaru. Ktoś tam jest. I nawet domyślał się kto. Zastanawiało go tylko, co tam robi. Dlaczego ukrywa się w starym zakurzonym hangarze, skoro na szczycie wzgórza ma dwudziestopięciopokojowy georgiański dom? Istnieje tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. Wyskoczył na molo, podbiegł do budyneczku, wspiął się po schodach i zapukał lekko do drzwi. - Louise? Cisza. Położył dłoń na klamce. 246 Fiona Harper - Odejdz - dobiegł go zza drzwi zduszony głos. Nie posłuchał. Nacisnął klamkę i pchnął stare drzwi. W środku panował bezruch. Louise, siedząca tyłem do niego, nawet się nie obejrzała. Zaskoczony transformacją, jakiej uległo to zapuszczone jeszcze do niedawna pomieszczenie, zatrzymał się w progu. Pokój nad hangarem dla łodzi wyglądał teraz jak wnętrze nowoangielskiej willi. Kiedy się to dokonało? Odmalowane na biało ściany, kominek wyczyszczony, biurko i trzcinowe meble odkurzone i odświeżone, krzesło okryte materiałem w biało-niebieską kratkę, lampa naftowa na biurku... Louise siedziała po turecku na czymś, co było skrzyżowaniem żelaznej ramy starego łóżka z sofą, i wpatrywała się w ogień płonący na kominku. Nie musiała nic mówić. Wyczuwał, że nie jest tu mile widziany. Nie należał do facetów, którzy pchają się tam, gdzie ich nie chcą, ale zamiast się odwrócić i wyjść, zbliżył się do tej niby sofy i usiadł z drugiego końca. - Co się stało? - Boże Narodzenie odwołane - powiedziała, nie odrywając oczu od płomieni. Poprawił się na sofie i też spojrzał w ogień. - To by wyjaśniało sprawę choinki. Louise wydała z siebie chrząknięcie, które można było od biedy uznać za pytające, dodał więc: - Tej w salonie. Stoi nieubrana. - Teraz nie ma wielkiego sensu jej dekorować. Jack pojechał do Laplandu. - Do Laplandu? Spojrzała na niego płonącymi oczami. Drogocenna jemioła 247 - Boże Narodzenie z ojcem. Renifery. Atrakcje nie do przebicia. Wzruszył ramionami. - Może się pani uważać za w czepku urodzoną. Za Lapland jeszcze warto pocierpieć. Moja Jasmine spędza tych kilka dni z mamusią i jej nowym przyjacielem w Cotswolds. - Wygrał pan. Pańskie Boże Narodzenie zapowiada się jeszcze gorzej od mojego. Witam w klubie zdołowanych. Kiwnął głową, wstał i przeszedł się po pokoju. - Aadnie tutaj - orzekł, zmieniając temat. Louise podciągnęła kolana pod brodę i okryła pledem nogi. - Niezle, prawda? Kazałam nawet uszczelnić okna. - Rozejrzała się i oczy jej się zaszkliły. - Kusi mnie, żeby przenieść się tutaj na cały ten świąteczny okres. W domu jest tak... no, wie pan. Kiwnął głową. Nieubrana choinka mówiła sama za siebie. Wziął głęboki oddech i podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Zciągnęła brwi i ciaśniej opatuliła nogi pledem. - Chodzmy - powiedział, przebierając palcami. - Mam w domu duszoną jagnięcinę. Zapraszam na kolację. - A Jas? Nie będzie miała nic przeciwko temu? - Wprost przeciwnie. Podała mu rękę, a on pomógł jej wstać. Bez butów była niższa i teraz patrzył na nią z góry. Spuściła głowę i uwolniła dłoń z jego uścisku. - Jesteś chyba moim aniołem stróżem, Ben. Mile go zaskoczyło, że zwraca się do niego po imieniu, a nie oficjalnie, per pan, jak do tej pory. Podeszła do wiesza- 248 Fiona Harper ka przy drzwiach i zdjęła z niego kurtkę. Zapinając ją, rzuciła mu jeszcze jedno spojrzenie. - Zjawiasz się zawsze wtedy, kiedy ogarniają mnie czarne myśli i potrzebuję pocieszenia. Udając, że nie ujęły go te słowa, zgasił lampę i wyszli. Louise zamknęła drzwi, klucz odłożyła do schowka i w milczeniu ruszyli molem do kołyszącej się na wodzie dinghy. Dom bez Jacka wydawał się opustoszały. Być może ta przeprowadzka na wieś była jednak błędem. Louise zatrzymała się nad płytkim stawem otoczonym bambusami. Spomiędzy nich patrzył na nią beznamiętnie pokryty patyną, miedziany posążek Buddy. Od kilku dni zaglądała do domu tylko wtedy, kiedy musiała z niego coś zabrać albo kiedy skończyła się jej herbata w termosie. Większość czasu spędzała na przystani. Przedkładała ten mały przytulny pokoik nad rozbrzmiewające echami Whitehaven. Dzisiaj zamierzała spędzić w hangarze noc pod kołdrą i pledem, przy ogniu płonącym na kominku i z dobrą książką do towarzystwa. Miała nadzieję, że Zwięty Mikołaj nie odnajdzie jej w tej kryjówce i przeleci górą, nie lądując. Krzątała się po domu między kuchnią a sypialnią, kompletując wyprawkę z najpotrzebniejszych drobiazgów i marząc na jawie. Na kominku płonie ogień, jest wczesny ranek, niebo na zewnątrz ciemnoniebieskie, Jas i Jack spierają się, kto i kiedy będzie rozdawał prezenty. Ona i Ben śmieją się i w końcu, dla świętego spokoju, rozdają je dzieciom. Pośród chichotu dzieci 1 szelestu papieru towarzyszących rozpakowywaniu, Ben odciąga ją na stronę i wręcza owinięte w srebrny Drogocenna jemioła 249 papier pudełko przewiązane białą, aksamitną wstążką. Ona uśmiecha się i spogląda na niego. Nie trzeba było", mówią jej oczy. Jednak po chwili ciekawość bierze górę. Odwija pudełko z papieru z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|