Podstrony
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
omacku. Nagle wydało mu się, że wpadł na kogoś. Przepraszam bardzo, czy nie ma tu przypadkiem marynarza o nazwisku Johnny Smith, z Połu- dniowej Dakoty? usłyszał ciepły kobiecy głos. Co? Co takiego? Gorman był zbyt zdumiony, by usłyszeć własny głos, dziwnie piskliwy, jakby nie jego. W okamgnieniu zrobił gwałtowny zwrot i prawie pobiegł z powrotem do ładowni. Przecisnął się do swojej koi i szybko wdrapał na górę. Zgadnijcie, na kogo wpadłem w korytarzu szepnął do kolegów, spuszczając głowę w dół. Na kobietę. Co ty do diabła wygadujesz? Jak Boga kocham, na kobietę. Miała wspaniały głos: nigdy przedtem takiego nie słyszałem. Opanuj się, człowieku, nie jest jeszcze tak zle, żebyś świrował. Ale nie, słowo daję zaklinał się Gorman. To była jakaś babka. I pytała mnie, czy nie znam marynarza nazwiskiem Johnny Smith. Aadna? Piękna jak diabli odrzekł z przejęciem. Może to była jakaś pielęgniarka? Niemożliwe odezwał się ktoś. One wszystkie przeniosły się na statki szpitalne. Dziś po południu widziałem, jak wsiadały. To nie mogła być żadna babka rozległ się jeszcze inny głos. Psiakrew, widzieliśmy przecież 181 wszystkich, co wchodzili na ten statek i na trapie nie było żadnych kobiet. A kapitana widziałeś, jak wchodził na pokład? spytał Gorman ze złością. Nie, nie widziałem. A co to, u licha, ma do rzeczy? Jeśli go nie widziałeś, czy to oznacza, że go nie ma na pokładzie? A więc na statku jest babka dodał ktoś. No i co z tego? Jedna babka i dziewięciuset żołnierzy. Rany boskie, ale proporcja! I jakie szanse ma zwykły żołnierz przy tych ważniakach z dowództwa na górze? Gorman zastanawiał się nad czymś intensywnie. W końcu wpadł na pomysł. Wiecie, co myślę? Mówiłem wam, no nie, że ona miała bardzo piękny głos. Taki, jak czasem słyszy się w filmie, kiedy pod koniec dziewczyna mówi do chłopaka: Ja też cię kocham^ Wallace." Założę się, że ta dziewczyna na pokładzie to gwiazda filmowa. Teraz widać, że kopnięty. Założę się, że na pokładzie jest jednostka U.S.O. ciągnął coraz bardziej przejęty. Przerwał na chwilę, by nacieszyć się tą myślą, i zaraz przyszedł mu do głowy następny pomysł: Fakt, że jest tu kobieta, powinien wam, chłopaki, zamknąć gęby tym wszystkim, co się martwią, że jutro będzie gorąco. Może ma rację, jeśli naprawdę zobaczył kobietę przyznał ktoś bez entuzjazmu. U.S.O. United Service Organization organizacja ochotnicza, działająca w USA w czasie II wojny światowej, zajmująca się organizowaniem rozrywek dla armii: przedstawień, zabaw tanecznych itd. przyp. tłum. 185 Pewnie, że mam odrzekł Gorman z przekonaniem. Gdyby jutro miało być gorąco, to przecież nie braliby na pokład babki z U.S.O., no nie? Ktoś zauważył w zadumie: Mam nadzieję, że to nie Joan Crawford. Ona za bardzo przypomina mi dziewczynę, która mnie rzuciła. Gorman rozkosznie wyciągnął się na łóżku. Nie mam zielonego pojęcia, kto to mógł być. Po raz pierwszy poczuł, że wreszcie będzie mu się dobrze spało. Wszystko mi jedno, dla mnie to może być nawet Zasu Pitts. Jakiś żołnierz ziewnął głośno i powiedział: Jasne, co za różnica, grunt, żeby to była kobieta. * * * Kapitan był zmęczony zmęczony do granic ludzkiej wytrzymałości. Czuł się tak wyczerpany, że nawet sen nie przyniósłby mu wytchnienia. Skończyła się właśnie wielka operacja; oddział specjalny, wspierający atak, powrócił do bazy. Zakotwiczone statki wyglądały jak zabawki rozrzucone na podło- dze dziecinnego pokoju. Wieczorem odbyła się narada na okręcie admiralskim, a teraz kapitan płynął motorówką na pokład swojego statku. Nareszcie mógł poddać się zmęczeniu: siedział zgarbiony i milczał. Przez cały czas, kiedy jego statek był w akcji, jak zwykle nie opuszczał mostku. I w końcu, gdy nadszedł moment 183 odpoczynku, coś się w nim zacięło i nerwy, napięte jak struny, nie chciały się rozluznić. Obok siedział Lohrman, jego adiutant. Ponieważ kapitan nic nie mówił, wszyscy pozostali też mil- czeli. Słychać było tylko monotonny warkot silnika łódki sunącej po gładkiej tafli wody. Niedaleko, w złotej poświacie gwiazd i srebrnej księżyca, stał statek kapitana, Floryda. Nagle kapitan zapytał Lohrmana: Kapitan fregaty Mitchell był dziś wieczór jak zwykle w dobrej formie, prawda? Tak, niektóre jego historie są całkiem niezłe. Nigdy nie zapomnę, jak opowiadał o tej sprytnej pannie z Nowego Jorku, co z jednego wilka uzyskała sześć skór, i to w dodatku lisich. Założę się, że będziesz o tym opowiadał przez następne dziesięć lat uciął kapitan. Ale mnie interesuje inna rzecz: historia o tej dziewczynie, którą podobno widziano na wielu różnych statkach. W chwilach nerwowego napięcia ludziom przywidują się różne dziwne rzeczy powiedział Lohrman. Jeżeli ktoś bardzo pragnie kobiety, to nie trzeba znów tak dużo wyobrazni, żeby mu się ukazała. Nie przekonało to kapitana. Jestem pewien, że coś w tym musi być. Słyszałem już przedtem podobne historie. W morzu zawsze kryją się tajemnice i różne cuda. Zamilkł na chwilę. Pamiętam, jak byłem młodszym oficerem na Nowym Jorku, trzydzieści pięć lat temu! Zaśmiał się cicho do jakiegoś wspomnienia. To za długa historia, żebym ją teraz opowiadał. W każdym razie w tym, co mówił Mitchell, intere- 187 suje mnie jedno: podobno wszyscy ci, którzy widzieli dziewczynę, byli zgodni co do dwóch szcze- gółów, że miała blond włosy i miły głos. Cóż, myślę, że marynarz tego właśnie pragnie najbardziej: zobaczyć jasne włosy kobiety i usłyszeć łagodny kobiecy głos. Prawdę mówiąc dodał cicho, niemal tęsknie wcale nie byłoby zle zobaczyć kobietę, co? Jakąkolwiek kobietę odparł ponuro Lohr-man. Kapitan roześmiał się. No właśnie, wojska lądowe mają nad marynarką tę jedną przewagę: żołnierze nie są tak daleko od kobiet jak my. Motorówka przycumowała do drabinki; kapitan szybko wspiął się po niej, odsalutował oficerowi na pokładzie i śpiesznie poszedł do swej kabiny. Było to przyjemne pomieszczenie, utrzymane w tonacji brązu i zieleni, wygodne i przestronne jak w domu. Służący Filipińczyk naszykował już szlafrok i piżamę. Na lekkim dębowym biurku, stojącym przy ukrytym pod zasłoną iluminatorze, piętrzyły się listy, czasopisma i gazety, które świeżo nadeszły ze Stanów. Obok, na komodzie, stały fotografie rodziny kapitana: dostojnej, siwowłosej żony, przepięknej córki i syna, młodego oficera marynarki. Kapitan zdjął mundur, narzucił szlafrok i sięgnął po pocztę. Najpierw otworzył list od żony. Zagłębił się w wygodnym, zielonym fotelu ze skóry i przeniósł myślą na czerwone, gliniaste wybrzeże wschodniego Marylandu, z drzewami, trawą ze wszystkimi tymi prostymi, bliskimi sercu radościa- 185
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plkskarol.keep.pl
|