image Strona poczÂątkowa       image Ecma 262       image balladyna_2       image chili600       image Zenczak 2       image Hobbit       

Podstrony

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

omacku.
Nagle wydało mu się, że wpadł na kogoś.
 Przepraszam bardzo, czy nie ma tu przypadkiem marynarza o nazwisku Johnny Smith, z Połu-
dniowej Dakoty?  usłyszał ciepły kobiecy głos.
 Co? Co takiego?  Gorman był zbyt zdumiony, by usłyszeć własny głos, dziwnie piskliwy, jakby
nie jego.
W okamgnieniu zrobił gwałtowny zwrot i prawie pobiegł z powrotem do ładowni. Przecisnął się do
swojej koi i szybko wdrapał na górę.
 Zgadnijcie, na kogo wpadłem w korytarzu  szepnął do kolegów, spuszczając głowę w dół.  Na
kobietę.
 Co ty do diabła wygadujesz?
 Jak Boga kocham, na kobietę. Miała wspaniały głos: nigdy przedtem takiego nie słyszałem.
 Opanuj się, człowieku, nie jest jeszcze tak zle, żebyś świrował.
 Ale nie, słowo daję  zaklinał się Gorman.  To była jakaś babka. I pytała mnie, czy nie znam
marynarza nazwiskiem Johnny Smith.
 Aadna?
 Piękna jak diabli  odrzekł z przejęciem.
 Może to była jakaś pielęgniarka?
 Niemożliwe  odezwał się ktoś.  One wszystkie przeniosły się na statki szpitalne. Dziś po
południu widziałem, jak wsiadały.
 To nie mogła być żadna babka  rozległ się jeszcze inny głos.  Psiakrew, widzieliśmy przecież
181
wszystkich, co wchodzili na ten statek i na trapie nie było żadnych kobiet.
 A kapitana widziałeś, jak wchodził na pokład?  spytał Gorman ze złością.
 Nie, nie widziałem. A co to, u licha, ma do rzeczy?
 Jeśli go nie widziałeś, czy to oznacza, że go nie ma na pokładzie?
 A więc na statku jest babka  dodał ktoś.  No i co z tego? Jedna babka i dziewięciuset żołnierzy.
Rany boskie, ale proporcja!
 I jakie szanse ma zwykły żołnierz przy tych ważniakach z dowództwa na górze?
Gorman zastanawiał się nad czymś intensywnie. W końcu wpadł na pomysł.
 Wiecie, co myślę? Mówiłem wam, no nie, że ona miała bardzo piękny głos. Taki, jak czasem słyszy
się w filmie, kiedy pod koniec dziewczyna mówi do chłopaka:  Ja też cię kocham^ Wallace." Założę
się, że ta dziewczyna na pokładzie to gwiazda filmowa.
 Teraz widać, że kopnięty.
 Założę się, że na pokładzie jest jednostka U.S.O.  ciągnął coraz bardziej przejęty. Przerwał na
chwilę, by nacieszyć się tą myślą, i zaraz przyszedł mu do głowy następny pomysł:  Fakt, że jest tu
kobieta, powinien wam, chłopaki, zamknąć gęby  tym wszystkim, co się martwią, że jutro będzie
gorąco.
 Może ma rację, jeśli naprawdę zobaczył kobietę  przyznał ktoś bez entuzjazmu.
U.S.O.  United Service Organization  organizacja ochotnicza, działająca w USA w czasie II
wojny światowej, zajmująca się organizowaniem rozrywek dla armii: przedstawień, zabaw
tanecznych itd.  przyp. tłum.
185
 Pewnie, że mam  odrzekł Gorman z przekonaniem.  Gdyby jutro miało być gorąco, to przecież
nie braliby na pokład babki z U.S.O., no nie?
Ktoś zauważył w zadumie:
 Mam nadzieję, że to nie Joan Crawford. Ona za bardzo przypomina mi dziewczynę, która mnie
rzuciła.
Gorman rozkosznie wyciągnął się na łóżku.
 Nie mam zielonego pojęcia, kto to mógł być.  Po raz pierwszy poczuł, że wreszcie będzie mu się
dobrze spało.  Wszystko mi jedno, dla mnie to może być nawet Zasu Pitts.
Jakiś żołnierz ziewnął głośno i powiedział:
 Jasne, co za różnica, grunt, żeby to była kobieta.
* * *
Kapitan był zmęczony  zmęczony do granic ludzkiej wytrzymałości. Czuł się tak wyczerpany, że
nawet sen nie przyniósłby mu wytchnienia. Skończyła się właśnie wielka operacja; oddział specjalny,
wspierający atak, powrócił do bazy. Zakotwiczone statki wyglądały jak zabawki rozrzucone na podło-
dze dziecinnego pokoju.
Wieczorem odbyła się narada na okręcie admiralskim, a teraz kapitan płynął motorówką na pokład
swojego statku. Nareszcie mógł poddać się zmęczeniu: siedział zgarbiony i milczał. Przez cały czas,
kiedy jego statek był w akcji, jak zwykle nie opuszczał mostku. I w końcu, gdy nadszedł moment
183
odpoczynku, coś się w nim zacięło i nerwy, napięte jak struny, nie chciały się rozluznić.
Obok siedział Lohrman, jego adiutant. Ponieważ kapitan nic nie mówił, wszyscy pozostali też mil-
czeli. Słychać było tylko monotonny warkot silnika łódki sunącej po gładkiej tafli wody. Niedaleko, w
złotej poświacie gwiazd i srebrnej księżyca, stał statek kapitana, Floryda.
Nagle kapitan zapytał Lohrmana:
 Kapitan fregaty Mitchell był dziś wieczór jak zwykle w dobrej formie, prawda?
 Tak, niektóre jego historie są całkiem niezłe. Nigdy nie zapomnę, jak opowiadał o tej sprytnej
pannie z Nowego Jorku, co z jednego wilka uzyskała sześć skór, i to w dodatku lisich.
 Założę się, że będziesz o tym opowiadał przez następne dziesięć lat  uciął kapitan.  Ale mnie
interesuje inna rzecz: historia o tej dziewczynie, którą podobno widziano na wielu różnych statkach.
 W chwilach nerwowego napięcia ludziom przywidują się różne dziwne rzeczy  powiedział
Lohrman.  Jeżeli ktoś bardzo pragnie kobiety, to nie trzeba znów tak dużo wyobrazni, żeby mu się
ukazała.
Nie przekonało to kapitana.
 Jestem pewien, że coś w tym musi być. Słyszałem już przedtem podobne historie. W morzu zawsze
kryją się tajemnice i różne cuda.  Zamilkł na chwilę.  Pamiętam, jak byłem młodszym oficerem
na Nowym Jorku, trzydzieści pięć lat temu!  Zaśmiał się cicho do jakiegoś wspomnienia.  To za
długa historia, żebym ją teraz opowiadał. W każdym razie w tym, co mówił Mitchell, intere-
187
suje mnie jedno: podobno wszyscy ci, którzy widzieli dziewczynę, byli zgodni co do dwóch szcze-
gółów, że miała blond włosy i miły głos. Cóż, myślę, że marynarz tego właśnie pragnie najbardziej:
zobaczyć jasne włosy kobiety i usłyszeć łagodny kobiecy głos. Prawdę mówiąc  dodał cicho, niemal
tęsknie  wcale nie byłoby zle zobaczyć kobietę, co?
 Jakąkolwiek kobietę  odparł ponuro Lohr-man.
Kapitan roześmiał się.
 No właśnie, wojska lądowe mają nad marynarką tę jedną przewagę: żołnierze nie są tak daleko od
kobiet jak my.
Motorówka przycumowała do drabinki; kapitan szybko wspiął się po niej, odsalutował oficerowi na
pokładzie i śpiesznie poszedł do swej kabiny.
Było to przyjemne pomieszczenie, utrzymane w tonacji brązu i zieleni, wygodne i przestronne jak w
domu.
Służący Filipińczyk naszykował już szlafrok i piżamę. Na lekkim dębowym biurku, stojącym przy
ukrytym pod zasłoną iluminatorze, piętrzyły się listy, czasopisma i gazety, które świeżo nadeszły ze
Stanów. Obok, na komodzie, stały fotografie rodziny kapitana: dostojnej, siwowłosej żony,
przepięknej córki i syna, młodego oficera marynarki.
Kapitan zdjął mundur, narzucił szlafrok i sięgnął po pocztę. Najpierw otworzył list od żony. Zagłębił
się w wygodnym, zielonym fotelu ze skóry i przeniósł myślą na czerwone, gliniaste wybrzeże
wschodniego Marylandu, z drzewami, trawą  ze wszystkimi tymi prostymi, bliskimi sercu radościa-
185 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kskarol.keep.pl